Inflacja z baryłką tańczą w jednej parzeKoniec poprzedniego tygodnia to nie najgorsze dane z amerykańskiego rynku pracy, które wyhamowały zapędy rozpędzającego się euro na głównej parze walutowej świata. Dla surowcowych traderów poniedziałkowym budzikiem okazało się wybicie lokalnych szczytów cenowych na wykresach czarnego złota.
Piątkowy kontratak danych na rynku pracy w USA
Pod koniec poprzedniego tygodnia otrzymaliśmy kilka istotnych danych z amerykańskiego rynku pracy. Po czwartkowych, o ponad połowę niższych od oczekiwań, informacji z raportu ADP, dolar uległ deprecjacji. W związku z powyższym analitycy nie oczekiwali pojawienia się silnych danych podczas piątkowych odczytów z amerykańskiego rynku pracy. Te jednak nie okazały się takie złe. Co prawda stopa bezrobocia pozostała na poziomie 3,6%, ale za to zmiana zatrudnienia w sektorze pozarolniczym była o 70 tys. wyższa od prognozowanej. Wzrost zatrudnienia w stosunku do predykcji zanotowano także w sektorze prywatnym. Dane te ożywiły “zielonego” powodując zejście kursu na głównej parze walutowej świata momentami do poziomów poniżej 1,071$.
Decyzje w sprawie stóp
Wśród ekspertów coraz częściej usłyszeć można głosy mówiące o łagodniejszym podejściu FED do zacieśniania polityki monetarnej. Jednak piątkowe dane z amerykańskiego rynku pracy pokazują, iż ten scenariusz wcale musi dojść do skutku. W tym tygodniu czekają nas kolejne informacje w sprawie stóp procentowych z kilku banków centralnych. 8 czerwca poznamy decyzję RPP, na którą nerwowo czekają kredytobiorcy. Na polskim rynku oczekuje podniesienie stopy do wartości minimum 6%. Dzień później, bo w czwartek głównym wydarzeniem będzie decyzja EBC w sprawie stopy refinansowanej i depozytowej, na którą na pewno wpływać będzie finalny odczyt PKB za pierwszy kwartał dla strefy euro.
Inflacja z baryłką tańczą w jednej parze
W ten tydzień wchodzimy wraz z lokalnymi górkami na wykresach ropy. Cena indeksu Oil WTI nad ranem przekroczyła 120$, a Oil Brent 121$. Dane te nie sugerują, aby ceny na stacjach paliw miały ulec zmianie z korzyścią dla konsumentów. W mediach pojawia się coraz więcej artykułów straszących, że na wakacyjny wyjazd samochodem w tym roku będą mogli pozwolić sobie tylko osoby bardziej zamożne. Wzrosty cen paliw na pewno pomagają inflacji, której odczyty z wielu krajów europejskich poznamy pod koniec tego tygodnia.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
F-EUR
Nieudane testyAnaliza techniczna z dnia 03.06.2022
W zeszłym tygodniu pisałem o tym, że na wielu wykresach doszliśmy do przełomowych momentów. Mijający tydzień nie przyniósł jednak żadnych rozstrzygnięć. Wciąż pozostajemy pod presją technicznych oporów.
Rynki finansowe wciąż pozostają pod presją ropy naftowej. Co istotne, ten tydzień nie przyniósł w tej kwestii żadnych wiążących rozwiązań. Teoretycznie udało się wybić obszar wsparcia zarysowany w ostatnim czasie, jednak zabrakło potwierdzenia tych ruchów. Niezależnie, czy udawało się wyjść górą, czy dołem, za każdym razem wracaliśmy, w okolice 116 $ za baryłkę. Ma to swoje implikacje na szerokim rynku. Co prawda, już wcześniej bywaliśmy wyżej na wykresie, jednak teraz sytuacja jest o tyle trudniejsza, że ten stan trwa po prostu dłużej. Obecnie cena paliwa na stacjach doszła do 8 złotych, jednak patrząc na zachowanie hurtu, możemy spodziewać się kolejnych podwyżek. Z drugiej strony mamy Orlen, który chwali się rekordowymi marżami oraz wynikami. Nie można oprzeć się wrażeniu, że po cichu jest wprowadzany utajniony podatek, na który zrzucają się wszyscy kierowcy. Niezależnie jednak od krajowej polityki, ropa wciąż napędza globalną inflację i w najbliższym czasie to się raczej nie zmieni. Zwłaszcza, że w tym tygodniu został przyjęty kolejny pakiet sankcji przeciwko Rosji, wprost uderzający w czarne złoto.
Przełomu nie było również na głównej parze walutowej świata. Po tym, jak pod koniec ubiegłego tygodnia dotarliśmy do oporu przy 1,08 $, trend wzrostowy wyraźnie stracił impet. W perspektywie Europejczyków może martwić, że cała idea ruchu w górę wyłożyła się już na pierwszej przeszkodzie. Może to wskazywać na to, że rynek jednak nie wyczerpał swoich dążeń do parytetu i będzie jeszcze wracać do tego tematu. Z technicznego punktu widzenia, nawet jeśli uda się w przyszłym tygodniu przełamać ten opór, to wątpliwości pozostaną. Co istotne, w międzyczasie złamana została krótkoterminowa linia trendu wzrostowego i choć jej długość życia nie skłania, by przywiązywać do niej większą uwagę, to jednak jest to kolejny czynnik ciążący euro. Warto jednak pamiętać, że dolar wciąż pozostaje pod presją własnych ograniczeń, przez co rośnie ryzyko zmiany narracji przez FED. W ostatnich miesiącach funkcjonowaliśmy w rzeczywistości, która z każdą sesją stawała się coraz bardziej jastrzębia dla Amerykanów. Teraz nastąpiła zmiana i ten sentyment przeszedł raczej na Europę. Oczywiście nie oznacza to, że FED nagle zmieni politykę o 180 stopni, wciąż wypada wierzyć, że tak nie będzie, ale zasiane ziarno wątpliwości zbiera swoje żniwo.
Wraz z rosnącą niepewnością co do dalszych ruchów na eurodolarze, gaśnie entuzjazm wokół złotego. Jeszcze w maju dwukrotnie z dużym impetem testowaliśmy opór przy 4,715 zł, który okazał się ostatecznie nie do sforsowania. Gdy rynek zdał sobie z tego sprawę, przeszedł na naszą stronę i rozpoczął się rajd w dół. Ostatecznie udało się zejść 15 groszy niżej, jednak w zeszłym tygodniu machina ta zaczęła szwankować. Wsparcie przy 4,565 zł okazało się skuteczne, zresztą to nie pierwszy raz, jak w ostatnim półroczu ten poziom tworzy problemy. Z jednej i drugiej strony był on ciężki do sforsowania i tak jest też tym razem. Ponadto znajdujemy się w istotnym momencie, który może zakończyć trend spadkowy na tej parze. Wyjście ponad 4,60 zł będzie jasnym sygnałem do kupowania euro. Warto dodatkowo zauważyć, że od pewnego czasu znajdujemy się poniżej długiej średniej kroczącej, która za chwilę do spółki ze wsparciem przy 4,565 zł będzie tworzyć nam formację trójkąta. W takiej konfiguracji wybicie jednej lub drugiej linii powinno dać impuls do większego ruchu.
W równie ciekawym momencie znajdujemy się na wykresie względem dolara. Po tym, jak rosyjska inwazja na Ukrainę zatrzęsła naszą walutą, udało się ostatecznie opanować nerwy. Na dziennym wykresie widać, że okolice 4,25 zł, przy których obecnie się znajdujemy, już wcześniej były uznawane za istotne. Teraz też widać, że inwestorzy nie są specjalnie przekonani do scenariusza, by zejść niżej. Warto zauważyć, że długa średnia krocząca wciąż pozostaje pozytywnie nachylona, choć ostatnio kurs ją przeciął. Z technicznego punktu widzenia czas działa tu na korzyść dolara. Jeśli na początku przyszłego tygodnia nie zaobserwujemy dynamicznego zejścia na dół, scenariuszem bazowym stanie się obrona obecnych poziomów i poszukanie okazji do wyjścia górą. Istotne będzie przełamanie wsparcia przy 4,30 zł, które w najbliższym czasie będziemy testować. Jeśli zakończy się to sukcesem, droga ku 4,50 zł znów stanie otworem.
Inflacja jeszcze poniżej 14%Wzrost cen nie jest nowym problemem, ale skala tego wzrostu jest jednak nowa. Zawsze możemy mówić, że gdzieś indziej jest gorzej, ale od takiego pocieszania wcale nie będzie lepiej.
Ceny nadal rosną
Kolejne rekordy inflacji wydają się już stałym elementem naszego krajobrazu ekonomicznego. Musimy oczywiście pamiętać, że poziom 13,9% to wynik wstępny. Wyniki finalne będą dostępne wkrótce. Problem w tym, że koniec miesiąca to również gwałtowny wzrost cen ropy naftowej. Niewykluczone zatem, że finalny poziom zmian cen okaże się jeszcze wyższy, niż wynika ze wstępnych danych. Nawet jeśli powinna to być symboliczna, przy tych poziomach, różnica 0,1-0,2%. Wysoka inflacja sprzyja jednak polskiemu złotemu. Rosnące ceny wskazują, że stopy procentowe powinny nadal iść w górę. Z drugiej strony widzimy, że WIBOR ostatnio się stabilizuje. Tempo wzrostów jest wyraźnie niższe, tak jakby rynek spodziewał się mniejszych wzrostów. Jest to dość dziwne, biorąc pod uwagę zapowiedź podwyżek, aż nie zostanie uzyskany stabilny spadek inflacji. Nie można jednak wykluczyć, że ponieważ wzrost stóp jest winą władz, a za inflację można winić Putina, rząd będzie wywierał nadal wpływ na niezależną przecież RPP.
Słabsze sygnały z Niemiec
Problemem gospodarek strefy euro nie jest tylko szybko rosnąca inflacja, ale również nie najlepiej radzące sobie gospodarki. Ostatnie dane o wzroście inflacji jasno pokazują, że problem jest żywy i rośnie. Z drugiej strony żaden bank centralny nie chce odpowiadać za wywołanie recesji. Dzisiejsze dane o sprzedaży detalicznej z Niemiec tylko potwierdzają to ryzyko. Zamiast 4% wzrostu w skali roku zobaczyliśmy bowiem 0,4% spadku w ujęciu rocznym. Gdyby z powodu słabszych wyników odsuwane w czasie miały być podwyżki stóp procentowych, szybko zobaczylibyśmy efekt tej decyzji na słabnącym euro.
Węgrzy podnoszą stopy procentowe
Wczoraj zgodnie z oczekiwaniami Węgrzy podnieśli stopy procentowe. Wzrost był jednak niższy, niż oczekiwano. Rynek spodziewał się podwyżki o 0,6%, finalnie stopy wzrosły jednak o 0,5%. Z jednej strony podwyżka o okrągłą wartość jest bardziej typowa. Z drugiej po wzroście o 0,5% główna stopa procentowa wynosi obecnie 5,9%, co wskazuje, że faktycznie oczekiwanie podniesienia do 6% miało dużo podstaw. Rynki, jak to często ma miejsce przy niespełnionych oczekiwaniach, sprzedają walutę. Tym razem była to tylko mała cegiełka do projektu, który Budapeszt tworzy od dawna. W przypadku Węgier trzeba dołożyć przecież jeszcze fatalny PR tego kraju. W rezultacie pomimo tego, że np. polski złoty jest silniejszy względem euro w porównaniu do początku interwencji, to forint jest aż kilkanaście procent słabszy.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych warto obserwować indeksy PMI.
Baryłka znów po 120 dolarówJeżeli ktoś liczył na tańsze wakacyjne wyjazdy, to wygląda na to, że będą musiały być niedaleko od domu. Obecna cena ropy szybko przełoży się bowiem na drogie paliwo. Z drugiej strony umacniający się złoty chociaż trochę równoważy te wzrosty.
Ropa naftowa znów bardzo droga
Cena czarnego złota zaskakuje i to mocno negatywnie. W ostatnich dniach nakładają się głównie dwa czynniki. Pierwszym i ważniejszym z nich jest europejskie embargo na import ropy z Rosji. Nie jest to pełne embargo, aczkolwiek odcięty ma zostać całkowicie import rosyjskiej ropy tankowcami oraz rurociągiem przyjaźń. W efekcie tej decyzji do końca roku import surowca powinien zostać ograniczony o 90%. Drugim ważnym bodźcem pchającym w górę ceny jest wychodzenie Chin z problemów pandemicznych. Głośno się mówi jednak o tym, że obecny wzrost cen ropy może się okazać niestabilny. Chiny bowiem będą w stanie odbierać coraz więcej niezagospodarowanego surowca z Rosji. Tym samym niedobór ropy na rynku się zmniejszy, a cena powinna się ustabilizować. Z drugiej strony Chiny mają bardzo niskie stany zapasów. Z kolei, by przyjmować rosyjską ropę w hurtowych ilościach potrzebne są istotne inwestycje logistyczne. W tym czasie baryłka jednak ponownie osiągnęła 120 dolarów, czyli najwyższy poziom od pierwszego wybicia w trakcie pandemii koronawirusa.
Inflacja w Niemczech przyspiesza
Europejski Bank Centralny traci kolejne argumenty za pozostawieniem rekordowo niskich stóp procentowych. Ceny wcale się nie stabilizują, a presja na ich wzrost tylko rośnie. Wczorajszy wstępny odczyt z Niemiec na poziomie 7,9%, czyli 0,3% powyżej oczekiwań tylko potwierdza te obserwacje. Finalny wynik może jeszcze wyższy, biorąc pod uwagę wzrost cen ropy w końcówce miesiąca nieobjętej wstępnym badaniem. To między innymi presja na wzrost stóp procentowych w Europie jest powodem obecnego umacniania się euro względem dolara. Wyższe stopy procentowe z jednej strony zachęcają inwestorów do przechowywania środków w walucie europejskiej. Z drugiej strony rozpoczyna się proces zamykania linii kredytowych w euro, które po wzroście stóp procentowych nie będą już tak korzystne. W obu przypadkach kupowane jest euro, a zatem jego cena rośnie.
Oddech na złotym
Po piątkowym gwałtownym umocnieniu euro wczoraj przyszedł czas na korektę. Po tak silnym ruchu odbicie w okolicy połowy jego zakresu nie jest niczym nadzwyczajnym na rynku walutowym. Inwestorzy najwyraźniej przeszacowali pozytywny wpływ zmian w Polsce i wzrostu szans na dodatkowe pieniądze z Unii. Z drugiej strony patrząc z perspektywy analizy technicznej, euro jest dalej w trendzie spadkowym względem złotego. Można zatem oczekiwać, że to nie koniec najtańszego euro od czasu rosyjskiej inwazji.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Prorosyjskość szkodzi forintowiKrajowy Plan Odbudowy umacnia złotego. Prorosyjskie sympatie rządzących Węgrami stają się coraz większym problemem dla forinta. W tle słabsze dane ze Stanów.
Złoty znowu się umacnia
Piątek przyniósł nam wyraźne umocnienie polskiej waluty. Euro, które zaczynało dzień, ocierając się o poziom 4,61 zł, pod koniec dnia było wyceniane już na 4,57 zł. Proporcjonalnie nie umacniały się jednak inne waluty naszego regionu, czyli forint i czeska korona. Oznacza to, że powodów umocnienia należy szukać raczej w Polsce niż na szerokim rynku. Zdaniem części analityków inwestorzy bardzo dobrze przyjęli informacje o Krajowym Planie Odbudowy. Brzmi to trochę jak wiadomości prorządowe, ale to właśnie obecne zmiany mogą zakończyć wojnę polityczną polskiej prawicy z Unią i odblokować dopływ środków unijnych. To właśnie prawdopodobnie pod te środki inwestorzy kupowali polską walutę.
Forint w odwrocie
Waluta Węgier zwyczajowo była traktowana podobnie jak polski złoty. Ich kurs względem siebie oczywiście nie był stały, ale obie podobnie reagowały na wydarzenia globalne. W rezultacie obserwując je na raz, było widać czy mamy do czynienia z efektami wewnętrznymi z danego kraju, czy z sygnałami z zewnątrz. Oba państwa miały bowiem wiele podobieństw: od poziomu rozwoju gospodarczego, usytuowania w podobnym regionie geograficznym, po (mówiąc ostrożnie) nieszczególnie proeuropejskie władze. Jeżeli jednak komuś się wydawało, że w Polsce skręcamy skrajnie w prawo, to najprawdopodobniej niewiele wie o tym, co się dzieje na Węgrzech. Do tego dochodzi jeszcze jedna ostatnio bardzo istotna różnica. Może polski rząd podobnie jak węgierski nie pała miłością do unijnych instytucji i polityków, ale przynajmniej jako głównego sojusznika widzi Waszyngton, a nie Moskwę. To obecnie ogromna różnica. To między innymi ona powoduje, że inwestowanie na Węgrzech nie jest dobrze widziane. W rezultacie do i tak ciężkiej sytuacji forinta dochodzi jeszcze dodatkowy problem. Nie może zatem dziwić, że od początku rosyjskiej inwazji waluta Węgier straciła względem złotego już ponad 8% i jest najsłabsza w historii.
Dane z USA
Piątkowe dane zamknęły tydzień wątpliwym akcentem. Zaczęło się od danych na temat wydatków i dochodów Amerykanów. Oczekiwano, że wydatki będą rosły symbolicznie szybciej od dochodów. Problem w tym, że wydatki pokazały większy od oczekiwań wzrost a dochody niższy. Wracamy zatem do zadłużania się społeczeństwa, co w dobie rosnących stóp procentowych może się okazać poważnym problemem. Drugi ważny odczyt to indeks Uniwersytetu Michigan. Niby jest on tylko odrobinę niższy od oczekiwań. Warto jednak zwrócić uwagę, że w ciągu ostatnich dwóch lat ani razu nie był tak nisko. Nie może zatem dziwić, że końcówka tygodnia nie należała do dolara.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Euro poniżej 4,60 złDobre dane z Polski połączone ze szczęśliwym zbiegiem okoliczności powodują, że złoty jest najsilniejszy względem euro od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Kapitał wraca do Europy
Po tym, jak dolar 1,5 tygodnia temu osiągnął najwyższe poziomy względem euro, rozpoczął się ruch powrotny. Od tego czasu dolar stracił już ponad 3% na wartości, a dzisiaj od rana ruch jest kontynuowany. Powodem są spekulacje na temat podwyżek stóp procentowych w strefie euro już w lipcu. Niestety EBC pod kątem transparentności polityki bierze przykład z Polski i nikt nic nie wie. Z drugiej strony pojawiają się spekulacje o możliwym spowolnieniu cyklu podwyżek w USA. Tutaj z kolei jako powód wskazywane są bardzo słabe wyniki giełdy. S&P traci już prawie 20% od szczytów z grudnia tego roku. Z drugiej strony obecne poziomy około 4 000 punktów nie były widziane na rynku ani razu przed pierwszym kwartałem 2021 roku. Spadek na giełdzie zatem jest wyraźny, ale tylko względem napompowanych tanim pieniądzem rekordów sprzed kilku miesięcy.
Złoty korzysta
Jeszcze wczoraj pisaliśmy w komentarzu, że jeszcze 2 grosze straci euro do złotego i będzie najtańsze od początku pandemii. Dzisiaj już pękła ta granica, gdyż przez chwilę kurs euro zanurkował poniżej 4,60 zł. Powodem jest bardzo dobra dyspozycja euro względem dolara. Kapitał, który napłynął do Europy, nie zostaje tylko w strefie euro, ale szuka lepszych stóp zwrotu. Polska jest jednym z beneficjentów jako relatywnie duża gospodarka z dość wysokimi, przynajmniej względem strefy euro, stopami procentowymi. Najsilniej zmiany widać oczywiście na dolarze względem złotego. Amerykańska waluta spadła dzisiaj poniżej 4,30 zł.
Ropa się stabilizuje
W tle dużych zmian na rynkach walutowych mamy relatywnie małą zmienność na rynkach surowcowych. Ropa od początku tygodnia traci na wartości, aczkolwiek wszystko dzieje się przy bardzo małej zmienności, więc i przecena jest relatywnie bardzo niska. Powodem umacniania jest ryzyko pojawienia się recesji w wielu częściach świata. To powoduje, że spada oczekiwany popyt na ropę. Mniejszy popyt to z kolei niższe ceny. Z drugiej strony analitycy wskazują na niskie stany zapasów surowców energetycznych w Chinach, co może powodować, że kraj ten będzie chciał zakupić dużo surowca by je odbudować. To z kolei ważny bodziec zwiększający cenę.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Wykres CHFPLNPrzez chwilę mogłem pochwalić rodzimą walutę, ale przychodzi moment, gdy trzeba spojrzeć na przypadek, przeczący tezie o jakiejś niesamowitej kondycji złotego. Wykres CHF/PLN zachowuje się zupełnie inaczej od wcześniej opisanych par. Może to oznaczać, że posunięcia PLN w odniesieniu do EUR czy USD są w dużym stopniu odpryskiem walki między nimi, a niekoniecznie siły własnej złotego. Wracając do kursu franka, to przez ostatnie 3 tygodnie znajdował się on na jasno wytyczonej ścieżce południowej. Kwiecień kończył powyżej 4,60 zł, aby w ostatnich dniach zarysować dołek prawie 20 groszy niżej. Tym samym zszedł do poziomów widzianych ostatnio na początku rosyjskiej agresji na Ukrainę. Takie zachowanie mogło dziwić, gdy po rynkach coraz mocniej rozlewał się risk off. Jednak kiedy spojrzymy na zachowanie dolara w tym samym czasie, to znajdziemy odpowiedź na pytanie, w którą stronę płynął kapitał uciekający przed ryzykiem. Wszystko zmieniło się w tym tygodniu, gdy USD wreszcie stracił trochę blasku. Mimo wszystko po zachowaniu CHF na szerokim rynku można postawić tezę, że sentyment nie poprawił się jakoś diametralnie, a zwyczajnie inwestorzy znaleźli nowego ulubieńca w postaci helweckiej waluty. Kurs franka po odbiciu się od 4,42 zł poszybował i zatrzymało go dopiero 4,53 zł (zmiana w zaledwie kilkanaście godzin). W tym miejscu zabrakło pary do dalszego biegu na północ i powoli kreuje się wąska konsolidacja. Jeśli uda się wybić od góry ważny psychologicznie, ale posiadający też pewne walory techniczne poziom 4,50 zł, to niewykluczony jest powrót do spadków w rejony górnego ograniczenia wcześniejszego trendu.
Trend wzrostowy na parze USDPLNSkoro euro uginało się pod wpływem dolara, to nie inaczej mogło być z polskim złotym. Na parze USD/PLN trend wzrostowy (z pewnymi korektami i wyciszeniami) trwał od początku kwietnia. W ten sposób kurs dolara dotarł w okolice 4,52 zł i w głowach wielu majaczyła już perspektywa szczytów z początku rosyjskiej agresji na Ukrainę (powyżej 4,60 zł). Jednak w tym momencie „zielonemu” zabrakło sił na szerokim rynku, a inwestorzy zapewne stwierdzili, że pozostałe waluty są już tak słabe, że to dobry moment do wybrania się na zakupy. Dolar przeszedł do wyraźnej defensywy, tym samym kurs USD/PLN w ciągu zaledwie tygodnia spadł aż o 14 groszy. Tak gwałtowny ruch na południe może świadczyć o tym, że zaraz zostanie wciśnięty mocny hamulec, a może i bieg wsteczny. Wydaje się, że dopiero wybicie od góry okolicy 4,37 zł będzie wyraźnym sygnałem do kontynuacji, która ma szansę skierować nas przynajmniej 5 groszy niżej, a w jeszcze bardziej optymistycznym (dla złotego) scenariuszu nawet do 4,30 zł. Przy wykreowaniu się korekty, naruszenie 4,40 zł może być przyczynkiem do powrotu na ścieżkę północną. Chociaż w tym wypadku można pokusić się o wyznaczenie przynajmniej kilku oporów, to moim zdaniem znaczące będą dopiero okolice 4,45-4,46 zł.
EURPLN wyklarowało kierunek ?Chyba wreszcie po okresie długiego rozedrgania na parze EUR/PLN możemy mówić o wykreowaniu się kierunku. Przykłady wspomnianego rozedrgania zaznaczyłem na wykresie, a wiązały się one z ruchami o kilka groszy w przeciągu paru godzin, a gwałtowne spadki praktycznie sąsiadowały z niejednokrotnie równie mocnymi wzrostami (i na odwrót). Ostatecznie kurs euro po dotarciu do 4,72 zł wypalił całe paliwo i wszedł na ścieżkę południową. Wahania wciąż potrafiły być wyraźne, ale ostatecznie udaje się zauważyć (co prawda całkiem szeroki, bo ok. 4,5-groszowy) korytarz spadkowy. W tym tygodniu doszło do dosyć wąskiej, ponieważ 2-groszowej konsolidacji, ale w piątek obserwujemy próbę wybicia jej dolnego ograniczenia. Zejście poniżej 4,63 zł będzie zwiastowało możliwość naruszenia także dolnego ograniczenia trendu południowego, a tym samym otworzy się szansa dojścia do 4,60 zł. Chociaż odwrotny scenariusz w nadchodzących dniach wydaje się mniej prawdopodobny, to warto pamiętać, że trwalsze wyjście powyżej 4,65 zł może ostatecznie zanegować obecną tendencję. Tym samym w krótkim czasie może zniknąć większość ostatnich zysków złotego.
Jeszcze korekta, czy już zmiana?Od dłuższego czasu kierunek na rynku był jasny: dolar zgarnia coraz więcej. Na głównej parze walutowej świata oznaczało to (przerywany tylko momentami) marsz na południe. Wreszcie doszło do wyglądającej na coraz mocniejszą kontry, która każe rozważać zmianę trendu. Ostatecznie to dobra wiadomość także dla złotego, który po długim okresie słabości wyraźnie odbija. Z jednym może, ale jakże ważnym wyjątkiem w postaci franka szwajcarskiego.
Trend spadkowy na eurodolarze trwa już tak długo, że jego odwrócenie było zapowiadane wiele razy. Dlatego ja nie pokuszę się o tezę zmiany długofalowej tendencji, ale trzeba przyznać, że wspólna waluta łapie głęboki oddech. Po dotarciu tydzień temu do poziomu 1,035 $ kurs EUR/USD wyrównał minima z końca 2016 roku. Okazało się to punktem zwrotnym, a sugestie o parytecie na głównej parze walutowej świata można na razie włożyć między bajki. Doszło do odbicia, które szybko pokonało wcześniejszą linię wsparcia korytarza bocznego, a stanowiącą teraz linię oporu na wysokości 1,048 $. Dolar wykonał jeszcze kontrę, ale nie starczyło mu specjalnie sił i wczoraj wieczorem kurs wykonał próbę wybicia 1,06 $. Jej zatrzymanie może zwiastować, że ponownie wpadnie on w sidła konsolidacji i dopiero naruszenie jej ograniczeń będzie zwiastowało dalszy kierunek. Przy wybiciu góry może to oznaczać podejście pod 1,075 $, ale wyjście dołem wskaże na kolejną próbę naruszenia ostatnich (i zarazem kilkuletnich) minimów. Dłuższe poruszanie się w trendzie bocznym będzie z jednej strony oznaką wyczekiwania na poważniejszy impuls, a z drugiej ma szansę bycia preludium do silniejszego ruchu po wyjściu z tego korytarza.
Dlaczego frank oszalał?Ostatnie dni dla kredytobiorców frankowych musiały być trudne. Nie zawsze waluta drożeje po 1% dziennie. Tym bardziej że przekłada się to proporcjonalnie na raty kredytów.
Frank szuka dna
W środę miała miejsce pozornie nieistotna konferencja prasowa prezesa Szwajcarskiego Narodowego Banku. Pan Jordan powiedział jednak znacznie więcej, niż oczekiwano. W rezultacie rynki gwałtownie zaczęły kupować franka. W ciągu dwóch dni za 1 euro płacono nie 1,05 franka a zaledwie 1,025 franka. Co takiego padło w tym wystąpieniu? Analitycy wskazują na fragment o gotowości do działań, gdyby doszło do wzrostu inflacji. Musimy pamiętać, że w Szwajcarii inflacja też wzrasta, jednak znacznie wolniej niż w innych krajach. W kwietniu z 2,4% na 2,5%. Dlaczego to wystąpienie miało takie konsekwencje? Analitycy są zgodni, że nie dojdzie do podwyżek stóp procentowych, za to możliwe są interwencje. W wyniku takich interwencji bank musiałby sprzedawać rezerwy walutowe, by ściągać kapitał z rynku. To z kolei gwałtownie umacniałoby franka. Brzmi jak odległy problem, ale w te same dwa dni frank podrożał 10 groszy względem złotego, a to czyni ten problem już bardzo bliskim.
Chiny nie zmieniają stóp procentowych
Dane z Chin traktowane są z pewnym przymrużeniem oka. Ma to swoje powody. Jednak kraj ten nie załapał się na popularny ostatnio na świecie problem inflacji. Tutaj programy państwowe nie zalały gospodarki pieniędzmi. Z drugiej strony chłodzenie gospodarki bardzo ścisłymi lockdownami również zrobiło swoje. Nie może zatem dziwić, że stopy procentowe pozostają na poziomie 3,7% i nie są zmieniane. Trzeba też pamiętać, że kraj ten nie przeszedł przez szaleństwo kredytów przy bliskich zera stopach procentowych, co też nie jest bez znaczenia. W rezultacie fakt, że inflacja ledwo przekracza dwa procent, nie jest aż tak mało wiarygodny.
Bezrobocie za oceanem
Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych jest najwyższa od dwóch miesięcy w tym tygodniu. Należy jednak pamiętać, że jest to i tak poziom, który przed pandemią uchodziłby za niski. 218 tysięcy, to owszem nie jest żadna rewelacja, ale to po prostu dobry wynik. Szczególnie po tylu tygodniach lepszych rezultatów. Rynki wykorzystały jednak między innymi tę sytuację, by zrealizować część zysków na ostatnich umocnieniach dolara. W rezultacie po raz pierwszy od dwóch tygodni dolar przekroczył barierę 1,06 dolara za euro. Od razu przełożyło się to na kurs względem złotego. Dolar kosztuje teraz 4,38 zł i brakuje mu raptem grosza, by być najtańszym w maju.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Co z ceną paliw?Wraz ze zbliżającymi się wielkimi krokami wakacjami ceny paliw nie odpuszczają. Powodem jest wciąż droga ropa. Ostatnie dni to lekka korekta, ale dalej jesteśmy na wysokich poziomach.
Nadzieja na tańsze paliwo?
Po tym, jak cena baryłki ropy we wtorek przebiła poziom 115 dolarów, rozpoczęła się korekta. Dzisiaj jesteśmy już poniżej bariery 110 dolarów. To nadal obiektywnie drogo, ale jest szansa, że na stacjach benzynowych ceny nie tylko przestaną rosnąć, ale może trochę spadną przed weekendem. Rynki już przetrawiły wygasanie pandemii koronawirusa w Chinach, a przynajmniej jej oficjalne wskazania. Dane statystyczne z Chin mają bowiem swoją “magię” i podobnie jak magię nie wszyscy traktują te dane poważnie. Z drugiej strony wzrost produkcji rafinerii w USA powoduje, że na rynek będzie docierać więcej surowca. Nie na tyle więcej, by ceny wróciły na poziomy sprzed wojny. Jednak najwyraźniej na tyle więcej, by ustabilizować rynek.
Wzrost cen w Kanadzie
Ostatnimi miesiącami informacja, że ceny rosną szybciej od oczekiwań, pojawia się tak często, że stała się nową normą. Nie inaczej stało się wczoraj w Kanadzie. Inflacja konsumencka wynosi tam co prawda 6,8%, co wcale nie jest złym wynikiem w tych czasach. Prognoza została przekroczona o raptem 0,1%. Większym problemem jest inflacja bazowa, czyli bez żywności i kosztów energii. Ta wynosi już aż 5,7% i została niedoszacowana o 0,3%. Pokazuje to, pomimo iż ceny wcale tak szybko nie rosną, że jest tam relatywnie niewielki udział tych czynników, które na świecie odpowiadają często za większość problemu. Oznacza to również, że problem staje się coraz bardziej strukturalny. Kanada typowo łączy swoją politykę monetarną ze swoim południowym sąsiadem. W tej sytuacji jest to mocno korzystne, bo bez podwyżek stóp wątpliwe jest ustabilizowanie sytuacji przy tak wysokiej inflacji bazowej.
Rynek nieruchomości wciąż silny
Wydawać by się mogło, że rosnące stopy procentowe spowodują wyraźne spowolnienie na rynku nieruchomości w USA. Tak się jednak nie stało, przynajmniej na razie. Wczorajsze dane z rynku nieruchomości w przypadku pozwoleń na budowę były wyższe od oczekiwań. Rozpoczęto nieznacznie mniej budów domów. Z drugiej strony różnica pomiędzy liczbą wniosków o budowy a liczbą rozpoczętych samych budów nie budzi na razie żadnych obaw. Rynek nieruchomości jest w USA obserwowany uważniej przez analityków niż w innych krajach. Powodem tej specyfiki jest silne połączenie go z kryzysem z 2008 roku i szukanie podobieństw. Dolar po tych danych zyskiwał wczoraj i ponownie udało mu się przebić barierę 1,05 dolara za euro.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych.
Kapitał wrócił zza oceanuWtorek był dniem wyraźnego powrotu kapitału z USA do Europy. Powodem są spekulacje w sprawie podwyżek stóp procentowych. Sytuację wieczorem trochę uspokoiła wypowiedź szefa FED. Na rynku wciąż jednak dużo się dzieje.
Lepsze dane z Polski
Wczoraj poznaliśmy odczyt wzrostu PKB w Polsce. 8,5% zamiast oczekiwanych 8% to obiektywnie dobry wynik. Można by się zastanawiać, dlaczego w tym kwartale gospodarka tak szybko rośnie. Powodem tego jest punkt odniesienia. Skoro w zeszłym roku, czyli po pierwszym cały roku pandemii, był wynik delikatnie ujemny, bo wynoszący -0,9%, to teraz była większa szansa na odbicie. Suma z dwóch lat wynosi zatem 7,6%. Jest to 3,8% średnio, nadal przyzwoicie, ale delikatnie mówiąc bez fajerwerków. Złoty zyskiwał po tych danych. Głównym powodem był fakt, że były aż o 0,5% wyższe od oczekiwań. Umocnienie jednak nie trwało za długo. Lepsze dane pokazali zresztą nie tylko Polacy, ale również Węgrzy. Bardzo dobre wyniki PKB za ten kwartał, patrząc na pandemię i punkt odniesienia, są zresztą regułą.
Euro odzyskało siłę względem dolara
Ostatnio na rynku coraz popularniejszy jest pogląd o stopach procentowych w strefie euro rosnących już w lipcu. Najbardziej zainteresowani są najprawdopodobniej Estończycy, którzy przy inflacji na poziomie 18,8% i ujemnych stopach procentowych mają olbrzymie problemy. Nie jest to oczywiście jedyny kraj Unii Europejskiej ze zbyt wysoką inflacją. W celu inflacyjnym nie mieści się bowiem ani jedno państwo, a to już o czymś świadczy. Duży wzrost stóp procentowych to oczywiście olbrzymie ryzyko dla budżetów Grecji i Włoch. Państwa te często występowały w koszyku z Hiszpanią i Portugalią. Polityka gospodarcza na Półwyspie Iberyjskim jest jednak ostatnimi laty wyraźnie bardziej odpowiedzialna, co czyni to połączenie krzywdzącym dla tych dwóch państw. W efekcie zmiany oczekiwań widzimy silne umocnienie euro względem dolara.
Powell uspokaja dolara
Wczorajsze wystąpienie Jerome Powella nie pozostawiło wątpliwości co do dalszych działań kierowanego przez niego FED. Stopy procentowe będą podnoszone tak długo, aż inflacja nie zobaczymy przekonującego spadku inflacji. W praktyce jest to bardzo mocny sygnał potwierdzający, że obecna prognoza podnoszenia stóp procentowych przynajmniej zostanie utrzymana. Jest to jeden z powodów, dla których dolar w nocy ustabilizował spadki i zaczyna znów zyskiwać na wartości.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Dolar wystrzeliłSkoro dolar na wielu parach wyznacza wieloletnie rekordy, to nie mogło być inaczej i wciąga w czarną dziurę także złotego. Znowu trudno w to uwierzyć, ale 3 tygodnie temu kurs dolara był 26 groszy niżej. Jednym słowem przepaść i to coraz głębsza. Wystrzał kursu był w dużej mierze tożsamy z wydarzeniami na EUR/USD. W zaledwie kilka dni „zielony” podrożał o ponad 20 groszy i gdy wreszcie się nasycił, to także w tym przypadku wykreował trend boczny. Rodzima waluta próbowała nawet walczyć i na chwilę się z niego wyrwała, sprowadzając wycenę w okolice 4,37 zł, ale był to jedynie krótki epizod. Kiedy USD nacisnął wreszcie na gaz, to nie było mowy o żadnym oporze. Co prawda, rzeczywiście na chwilę zawahał się przy górnym ograniczeniu konsolidacji, ale potem ruszył do natarcia ze zdwojoną siłą. Dziś trzeba płacić za niego już nawet 4,51 zł, a ścieżka północna zdaje się coraz szerszą autostradą. Tym samym pod uwagę trzeba brać dotarcie w okolice „wojennych” maksimów przy 4,60 zł. Chociaż coraz mocniej do obecnego zachowania dolara pasuje hasło „sky is the limit”. Scenariusz odwrotny? Nie powinno się go oczywiście wykluczać, nagłe zmiany niejednokrotnie trafiają na kontry. Wsparcia w takim wypadku? Dolar obecnie nie potrzebuje żadnego wsparcia. W tej chwili na rynek nie działają nawet chłodzące oczekiwania wypowiedzi członków FOMC.
Dolar kingTechniczne spoglądanie na wykresy par walutowych staje się coraz trudniejsze, gdyż moim zdaniem w tej chwili z techniką zdecydowanie wygrywają fundamenty. A ich beneficjentem niewątpliwie jest amerykański dolar. Staje się to jeszcze wyraźniejsze, gdy zdamy sobie sprawę, że kurs EUR/USD testuje minima z końca 2016 roku, a po ich przebiciu znajdzie się najniżej od 20 lat. Stąd coraz głośniejsze przewidywania o możliwym parytecie na głównej parze walutowej świata, do którego już doszło na USD/CHF po raz pierwszy od 3 lat. W tym układzie trudno szukać argumentów za złotym, który już coraz rzadziej łapie oddech na parach z głównymi walutami.
Chyba jest niemożliwe, żebym nie rozpoczął swoich rozważań od głównej pary walutowej świata. Tutaj jak na dłoni widać, jakiego przewrotu jesteśmy świadkami na rynku walutowym. Jeszcze 3 tygodnie temu kurs EUR/USD znajdował się 6 centów powyżej dzisiejszych poziomów. Tak niedawno, a wydaje się, że minęła wieczność. Końcówka kwietnia to rajd „zielonego”, który praktycznie w tydzień zyskał 5 centów i zatrzymał się dopiero przy 1,048 $. Nic dziwnego, że po tak gwałtownym umocnieniu doszło do pewnego wyciszenia (ale w żadnym wypadku kontry), które na 2 tygodnie wykreowało trend boczny o zasięgu ok. 1,5 centa. Jednak coraz większą naiwnością była wiara w utrzymanie się takiej sytuacji przez dłuższy czas. Zacieśnianie monetarne w USA (przy bierności EBC) oraz globalny risk off składają się w opowieść, której głównym bohaterem jest amerykański dolar. Wszyscy zginają przed nim karki, więc musiało to w końcu zrobić też euro. Kurs EUR/USD wreszcie przebił dolne ograniczenie konsolidacji, a gdy już tego dokonał, to praktycznie jednym susem zyskał kolejny cent. Czy można mówić, że zarysowane wczoraj minimum przy 1,035 stanowi jakiekolwiek wsparcie? W obecnej sytuacji jest to bardziej niż wątpliwe, tym bardziej że mowa w tej chwili o testowaniu poziomów z końca 2016 roku. W poszukiwaniu tańszego euro musimy się cofnąć aż 20 lat. Chociaż długo się przed tym wzbraniałem i nadal pozostaję w pewnym stopniu sceptyczny co do tej możliwości, to trzeba sobie jasno powiedzieć, że parytet jest coraz bliższy. Czy istnieje jakaś nadzieja dla wspólnej waluty? Coraz głośniejsze echa z Frankfurtu wskazują, że możliwa jest zmiana podejścia EBC już na najbliższym posiedzeniu. Pożyjemy, zobaczymy, ale chyba tylko wejście europejskich decydentów do gry może stać się game changerem. Gorzej, że ich spotkanie dopiero za miesiąc…
Inflacja wzrasta w kolejnych państwachKolejne państwa pokazują wyższe od oczekiwanych wskaźniki inflacji. W Czechach ceny rosną najszybciej od pierwszej połowy lat 90., na Węgrzech od początku tego milenium.
Inflacja w Europie
Jeżeli komuś się wydawało, że w Polsce jest wyjątkowo źle pod kątem inflacji, to jest w błędzie. Dzisiejsze odczyty w Czechach i na Węgrzech pokazują, że ten problem nie dotyczy tylko nas. W Czechach ceny rosną o imponujące 14,2%. Na Węgrzech jest to “zaledwie” 9,5%. Należy jednak pamiętać, że Węgrzy, podobnie jak Polacy, wprowadzili u siebie programy obniżające inflację. Jest to zatem odłożenie części problemu na później. Co te dane oznaczają w praktyce? Szybciej od oczekiwań rosnąca inflacja pokazuje, że wzrost cen wcale nie jest pod kontrolą. Skoro nie jest pod kontrolą, to być może będą konieczne wyższe podwyżki stóp procentowych. To z pewnością nie cieszy kredytobiorców.
Rynek ucieka od franka
Pomimo wzrostu stóp procentowych, który powoduje, że bezpieczne aktywa dają lepiej zarobić, inwestorzy chętniej patrzą na ryzykowne aktywa. Dobrym dowodem są notowania euro względem franka. Na tej parze przeważnie dobrze widać to, co się dzieje na rynku. Im mniej bezpiecznie, tym chętniej inwestorzy chowają swoje środki we franku. Im z kolei większy apetyt na ryzyko, tym chętniej inwestorzy przenoszą się na euro. Teraz w sumie mają dodatkowy powód. Coraz więcej obligacji daje dobrze zarobić. Oczywiście obligacje Szwajcarii również poszły w górę, nie poszły jednak tak mocno, jak innych państw. To powoduje, że inwestorzy jeszcze chętniej uciekają od franka. Widać to wyraźnie po jego notowaniach względem złotego. W ciągu 10 dni franki staniały ponad 15 groszy.
Gwałtowna przecena ropy
Od kilku dni czarne złoto wyraźnie przekraczało poziomy 110 dolarów za baryłkę. Trafiło tam po zapowiedziach odcięcia większości Europy Zachodniej od importu ropy z Rosji. Wczoraj jednak widzieliśmy wyraźną korektę tych ruchów. Jeszcze rano baryłka kosztowała 113 dolarów. W nocy notowania zamykały się wynikami około 104 dolarów za baryłkę. Co było powodem przeceny? Powodów jest kilka. Z jednej strony ciągle mocny dolar powoduje, że cena ropy w walutach krajowych jest jeszcze wyższa. Z drugiej strony jest kwestia oczekiwań co do wskaźników makroekonomicznych, a przede wszystkim wzrostu PKB. Po trzecie mamy korektę, typowe zjawisko po silnych ruchach. W rezultacie przyjdzie nam chwilę odetchnąć podczas tankowania, aczkolwiek nie jest to przełomowa zmiana. Po prostu jest mniej źle.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Prezes NBP wspiera eksporterówNie tylko decyzja Rady Polityki Pieniężnej, ale również wystąpienie prezesa NBP nie pomogły złotemu. Amerykańska waluta kolejny już raz pozostaje mocna pomimo przeciętnych danych. Kryptowaluty nurkują.
Adam Glapiński przemówi ł
Konferencje prezesa NBP ostatnimi czasy zrobiły się znacznie popularniejsze. Powodem jest to, że oprócz przekazu merytorycznego jest jeszcze specyficzna forma. Niestety bliżej jej momentami do stand-upu niż do wystąpień prezesów banków centralnych. Jedno trzeba mu oddać, przestał zaklinać rzeczywistość i wprowadzać słuchaczy w błąd. Przekaz o podwyżkach stóp procentowych i kontynuowania obecnej tendencji jest bardzo jasny. Jako główny cel wskazywane jest oczywiście obniżanie inflacji. Z drugiej strony na konferencji było sporo odniesień do poprzednich działań. Aż miło posłuchać, jak dobrze działa ten urząd, problem w tym, że ma to miejscami niestety mało wspólnego z rzeczywistością. Prezes po prostu prowadzi kampanię o reelekcję. Analitycy, słuchając tych przemyśleń, doszli jednak do wniosku, że przeszacowywali tempo podwyżek stóp procentowych w Polsce. W rezultacie przeceny w piątek euro dotarło do poziomu 4,72 zł.
Dolar nadal mocny
Piątkowe dane dla dolara były mocno niejednoznaczne. Z jednej strony bezrobocie wbrew oczekiwaniom analityków nie spadło do 3,5%, co z pewnością jest złą informacją. Z drugiej strony Zmiany zatrudnienia wypadły delikatnie lepiej od oczekiwań. Pokazuje to, że rynek dalej ma bardzo dobrą dynamikę po prostu. Widać pewne rysy na tym doskonałym wizerunku, ale inwestorzy są jeszcze spokojni. Pewnym problemem może być liczba zatrudnionych, która spadła, co pokazuje, że część bezrobocia może być schowana. Z drugiej strony nie są to bardzo istotne zmiany na razie. Inwestorzy wciąż jednak wierzą w dolara i wciąż kupują go do okolic 1,05 dolara za 1 euro. Dzisiaj już 9 dzień z rzędu kurs znajduje się w tych okolicach.
Kryptowaluty nurkują
Bitcoin w ciągu ostatnich dni wyraźnie traci na wartości. Wbrew początkowym spekulacjom wcale nie okazał się on alternatywą dla rosyjskich finansów i pomimo chwilowych zwyżek wcale nie zyskał na konflikcie na Ukrainie. Co więcej, po ostatnich spadkach znajduje się obecnie niecałe 300 dolarów powyżej minimów ze stycznia tego roku. Jeżeli przekroczy ten pułap, będzie najtańszy od lipca 2021 roku. Okazuje się, że instrument reklamowany jako lekarstwo na inflację walut tradycyjnych właśnie w sytuacji rosnącej inflacji radzi sobie na razie słabiej niż zwykłe waluty. Powodem jest brak lokat i obligacji, które powodują, że w dobie rosnącego oprocentowania mimo inflacji można część tej straty zamortyzować.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Polityka RPP W tym tygodniu sporo się działo również na notowaniach EUR/PLN. Z jednej strony posiedzenie Fed, a z drugiej RPP. I patrząc na wykres, widzimy, że to drugie wydarzenie miało znacznie większą wagę. A to dlatego, że po raz kolejny RPP postanowiło zagrać w swoją grę, podkopując kompletnie wiarygodność, która i tak już mocno kulała. Z komunikacji znów ocena niedostateczna. Bo jak wytłumaczyć fakt, że Rada mówi o potrzebie walki z inflacją (ostatni odczyt to ponownie rekordowe 12,3%), chce silnego złotego, do tego doskonale zdaje sobie sprawę, że oczekiwania rynkowe zakładały ruch o 100 pkt bazowych, a ostatecznie decyzja to 75 pkt bazowych? Kłóci się to właśnie z chęcią posiadania mocnej waluty jako wsparcia do walki z presją cenową. Nie dziwi więc fakt, że złoty dość mocno ucierpiał i w relacji do euro skierował się w pobliże 4,70. Być może dzisiaj podczas konferencji poznamy więcej szczegółów, skąd taka dość dziwna decyzja. Czy znów polityka maczała w tym palce, a Rada uległa presji rządu, by odciążyć nieco Polaków z wyższych rat kredytu? Ta niespójność może tylko pogłębić problem i wpłynąć na jeszcze wyższą inflację, a w konsekwencji i wyższe stopy procentowe. Niedawno śmiano się z analityków sugerujących, że inflacja może wynieść i 20%, a koszt pieniądza znaleźć się na poziomie 10%. Powoli jednak patrząc na działania polityków i Rady, to wcale nie jest mi do śmiechu. Miało być o technice, ale nie da się ukryć, że w obecnym czasie jest mniej wpływowa na kurs waluty. Owszem można mówić np. o oporze na poziomie 4,70, który zatrzymał osłabienie, ale to na tyle. Każdy trend szybko staje się nieaktualny, jeśli na rynku pojawiają się takie zaskoczenia jak wczorajsze.
RPP znów strzela sobie w kolanoTydzień pod dyktando bankierów centralnych. Fed, BoE i RPP podnoszą stopy procentowe. Złoty cierpi po niespodziewanej decyzji zwiększającej koszt pieniądza tylko o 75 pkt bazowych. EUR/PLN blisko granicy 4,70, czy konferencja prasowa profesora Glapińskiego da wsparcie? Funt w głębokiej defensywie po “spowiedzi” Banku Anglii.
Mimo że tydzień odbywał się pod znakiem posiedzenia Fed, na którym podjęto decyzję o podwyżce stóp procentowych o 50 pkt bazowych, zmienność na parze EUR/USD nie była zbyt duża. Kurs utrzymał się nad wsparciem, które stanowi dolne ograniczenie kanału widocznego na wykresie. Przez chwilę nawet wydawało się, że posiedzenie Fed może przynieść sprzedaż faktów i kontrę kupujących, ale jednak inwestorzy bardzo szybko wrócili na głównej parze do fundamentów, które zdecydowanie grają na korzyść dolara. W końcu amerykańscy decydenci ruszyli do walki z inflacją, a koszt pieniądza wzrósł o 50 pkt bazowych. Ktoś może powiedzieć, że wartość nie jest imponująca, ale pamiętajmy, że tak odważny ruch ostatni raz miał miejsce wiele lat temu, a także mówimy o największym banku centralnym. Do tego Fed ogłosił program redukcji bilansu. Co prawda zacznie się on dopiero w czerwcu, może skala jest niższa od oczekiwań, ale jednak jest to proces zacieśniania monetarnego, którego w strefie euro absolutnie nie widać. Póki więc fundamenty są tak dominujące, technika może schodzić na drugi plan na tej parze w kolejnych tygodniach, a może i miesiącach. Czy zwrot na tej parze jest możliwy? Oczywiście, wystarczą choćby dzisiejsze słabe dane z rynku pracy, które w połączeniu z ostatnim niskim wskazaniem PKB dadzą obraz taki, że recesja czai się za rogiem, a to przełoży się na niższe oczekiwania co do kolejnych podwyżek stóp procentowych. Finalnie EUR/USD może podskoczyć w górę determinowany słabością dolara, a nie siłą euro.
Banki centralne kierują rynkamiMamy przed sobą pasmo ważnych decyzji banków centralnych. O ile złotego wczorajsza podwyżka stóp w Australii nie dotknęła, o tyle dzisiejsza w USA nie powinna być neutralna. Nie wspominając o jutrzejszej podwyżce w Polsce.
Czekając na Amerykanów
Dzień na rynkach mija w oczekiwaniu na decyzję FED. Waluty są na razie stabilne, ale to trochę potencjalna cisza przed burzą. Oczekiwania względem wieczornego posiedzenia Federalnego Komitetu Otwartego Rynku oraz wypowiedzi Jerome Powella rosną. Na razie scenariuszem bazowym wydaje się podwyżka o 0,5%. Rynki są właściwie zgodne w tym temacie. Jest to zresztą wprost zapowiadane przez decydentów. W tym kontekście istotniejszy będzie prawdopodobnie komentarz prezesa FED co dalej. Drugą ważną kwestią jest program redukcji sumy bilansowej. Poprzednie podejście do tego procesu zakończyło się gwałtowną przeceną na giełdzie, która najmocniej odczuła odpływ kapitału. Główny indeks S&P 500 już teraz jest 13% poniżej szczytów z początku roku. Z drugiej strony tak wysoko jak teraz był tylko przez rok w całej swojej historii. Ciężko zatem mówić, że giełda ma problemy.
Długi weekend na rynkach
Inwestorzy przed długim weekendem postanowili zmniejszyć zaangażowanie w Polsce. Z jednej strony może to być zrozumiałe, biorąc pod uwagę dzień wolny, podczas gdy rynki działają. Z drugiej strony w czwartek najprawdopodobniej dojdzie do podwyżki stóp procentowych. W rezultacie to, co w poniedziałek złoty tracił, dzisiaj znów odrabia. Rynki spodziewają się bowiem kolejnej dużej podwyżki stóp procentowych w Polsce. Głośno mówi się o tym, że może to być ponownie 1%. Wyższe oczekiwania wynikają zarówno ze stawek WIBOR, jak i kontraktów na stopę procentową. Nie można zatem wykluczyć, że jeżeli rynek dalej będzie oczekiwał silnych wzrostów, możemy spodziewać się dalszego umacniania złotego.
Australia podnosi stopy procentowe
Grono państw wysokorozwiniętych, w których stopy procentowe nie wzrosły, zawęża się. Wczoraj wyłamała się Australia, która podniosła stopy procentowe mocniej, niż oczekiwano. Wzrost wynosił 0,25% z 0,1% na 0,35%. Rynki oczekiwały mniejszych wzrostów i podniesienia stóp do zaledwie 0,25%. Po tej decyzji, jak często po wyższych od oczekiwań wzrostach stóp procentowych, waluta się umacniała. Dolar australijski zyskiwał względem dolara amerykańskiego. Dalej jednak, biorąc pod uwagę dobrą passę amerykańskiej waluty, jest na niskich poziomach.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:15 – USA – raport ADP na temat zatrudnienia,
14:30 – USA – handel zagraniczny,
20:00 – USA – decyzja w sprawie stóp procentowych.
Rynki wystraszyły się recesji w USAOdreagowanie na parach powiązanych z PLN po niespodziewanej decyzji Rosji o odcięciu gazu. Czekamy na przyszłotygodniowy Fed i RPP, które z dużą dozą prawdopodobieństwa przyniosą większą zmienność i być może nowe rozegranie na rynkach. Czy Rada znów podniesie stopy o 100 pkt bazowych w obliczu kolejnych rekordów inflacji?
Sytuacja techniczna na eurodolarze w ostatnich tygodniach pozostaje wciąż taka sama, dominuje trend spadkowy, a kolejne wsparcia pękały, momentami aż zbyt łatwo. Kwestia polityki monetarnej stanowi główny argument za zdecydowaną przewagą dolara w tej relacji. Analitycy oczywiście spekulują, że bierność EBC nie może trwać wiecznie, ale takie głosy pojawiały się już przy poziomach 1,10 $. W rezultacie właśnie w tym tygodniu kurs EUR/USD zszedł chwilami nawet poniżej 1,05, czyli najniżej od roku 2016. Trudno mówić o zmianie retoryki EBC, skoro piętrzą się kłopoty gospodarcze strefy euro. Wynikające choćby z groźby odcinania dostępu do surowców przez Rosję, czy też kolejnych ogłaszanych lockdown-ów w Chinach, które jeszcze bardziej utrudniają dostawy towarów. Właśnie kwestia odcięcia gazu dla Polski i Bułgarii stanowiła w tym tygodniu dodatkowy balast dla wspólnej waluty. Można więc stwierdzić, że wszystko na niekorzyść euro, ale czy powoli można już myśleć o parytecie na tej parze walutowej? Oczywiście nie można tego wykluczyć, choć trzeba pamiętać, że kwestia polityki monetarnej jest już raczej w cenach. Dlatego, aby mogła się zrealizować jeszcze bardziej południowa ścieżka na EUR/USD, potrzeba czegoś więcej, np. wyższych od oczekiwanych podwyżek stóp w USA. Póki co technicznie widzimy obronę wsparcia na poziomie 1,05, a odpowiada za to publikacja PKB z USA, która rozczarowała. Od razu pojawiły się domysły, że Fed przystopuje z zacieśnieniem monetarnym w obawie przed recesją. Na tej podstawie doszło do ruchu w górę w okolice 1,0570. W kolejnym tygodniu karty również będzie rozdawał dolar, odbędzie się posiedzenie Rezerwy, które wcale nie musi być jastrzębie, by nie wywołać choćby sporej korekty na giełdach.
Droższe paliwo przed majówkąO tym, że pogoda ma potencjał psuć nam majówkę, dowiedzieliśmy się już wielokrotnie. To, że będzie to opad śniegu w Północnej Dakocie, nie było jednak aż tak intuicyjne, a jednak się stało.
Ropa znów drożeje
Na początku tygodnia mieliśmy zejście ceny baryłki chwilowo poniżej psychologicznej bariery 100 dolarów. Od tego czasu jednak ropa znów idzie w górę. Wzrostowi pomogło szczególnie zamknięcie kurka z gazem. Dzisiaj baryłka kosztuje już 8 dolarów więcej. Cena dodatkowo rośnie przez niespodziewane opady śniegu w Północnej Dakocie. Dlaczego to takie ważne? Stan ten jest trzecim co do wielkości największym producentem ropy naftowej w USA z dzienną produkcją przekraczającą milion baryłek ropy dziennie. To prawie 10% rosyjskiej produkcji. Spadek wydobycia z powodu śnieżyc oceniany jest nawet na 75%. Tak duży spadek produkcji nie mógł pozostać bez wpływu na ceny. W rezultacie ceny hurtowe paliw rosną, a zaraz zaczyna się długi weekend…
Słabsze dane za oceanem
Wczorajsze dane z USA spowodowały przerwanie doskonałej passy dolara względem euro. Stało się to pomimo zgodnych z oczekiwaniami wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Powodem był wyraźnie gorszy od oczekiwań wskaźnik zmian PKB. Amerykanie podają go w formie annualizowanej. Pod tym dziwnym terminem znajduje się operacja matematyczna, która mówi, jakby ten wskaźnik wyglądał, gdyby cały rok był taki jak ostatni kwartał. Pokazuje to nam jednak, że patrzenie na gospodarkę amerykańską przez różowe okulary może powodować nadmiernie optymistyczne decyzje. Najprawdopodobniej tak właśnie interpretowane jest ostatnie umocnienie dolara. Od rana jesteśmy świadkami przeceny. Kolejne dni pokażą, czy to tylko chwilowa zmiana, czy początek nowej tendencji.
W Hiszpanii spada a w Niemczech rośnie
Wczorajszy spadek tempa wzrostu cen w Hiszpanii mocno zaskoczył rynki. Pojawiły się nawet gdzieniegdzie głosy, że wracamy do epoki standardowych zmian cen. Biorąc pod uwagę niższą dynamikę wzrostu cen ropy, miało to swoje uzasadnienie. Dane z Niemiec jednak przeczą tej koncepcji. Wstępny odczyt mimo prognozowanego symbolicznego spadku o 0,1% wzrósł o 0,1%. Nie znaczy to oczywiście, że ceny muszą się w każdym kraju Unii zachowywać tak samo. Biorąc pod uwagę lepsze dane makroekonomiczne za Odrą, zasadne jest, że tamtejsze społeczeństwo stać na więcej, co rozpędza ceny bardziej.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – wydatki Amerykanów.
Euro poniżej 4,70 złPomimo zakręconego kurka z gazem złoty odrabia straty. Japonia trwa w marazmie, a jen wyraźnie traci do dolara. Hiszpania pokazała 1,5% spadek inflacji.
Złoty odzyskuje wartość
Odcięcie Polski od rosyjskiego gazu było dużym szokiem dla rynków. Decyzja ta w ciągu raptem godziny spowodowała, że koszt euro skoczył w górę z 4,66 zł na 4,71 zł. Potem jeszcze trochę się kotłował, osiągając niemal 4,73 zł, ale względna stabilizacja znalazła się w okolicach 4,71 zł. Dzisiaj jednak widać korektę tego ruchu. Nie wynika to najprawdopodobniej z retoryki humorystycznych wpisów członków polskiego rządu piszących o historycznym sukcesie uniezależnienia się od rosyjskiego gazu. Inwestorzy wolą twarde dane niż dobry żart. Twarde dane pokazują, że Polska gospodarka jest w dobrej kondycji. Pokazują również, że w maju należy się spodziewać kolejnej podwyżki stóp procentowych. Biorąc to pod uwagę, okolice 4,70 za euro były poziomem bardzo atrakcyjnym do sprzedaży waluty PLN za euro. Stąd najprawdopodobniej dzisiejsze umocnienie.
Japonia dalej dryfuje
Kraj kwitnącej wiśni to w przypadku wielu wskaźników zadziwiające miejsce. Jest to region istniejący niemal w równoległej rzeczywistości. Mogłoby się wydawać, że utrzymywanie ujemnych stóp procentowych to proszenie się o problem ze wzrostem inflacji. Ta faktycznie ostatnio rośnie. W ciągu dwóch miesięcy osiągnęła 0,7%, tylko że obecnie wynosi 1,2%, co przy problemach, z którymi się mierzą główne gospodarki światowe, jest żadnym wynikiem. Również publikowane dzisiaj dane na temat produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej pokazują, że czas tam się niemal zatrzymał. Sprzedaż detaliczna w ciągu roku rośnie o zaledwie 0,9%. Z kolei produkcja spada o 1,7%. Ostatnimi czasy jen gwałtownie traci względem dolara, ale jest to znacznie bardziej efekt pozytywnych zmian za oceanem niż marazmu w Japonii.
W Hiszpanii inflacja spada
Analitycy spodziewali się, że wzrost cen w Hiszpanii będzie hamował. Prognozy mówiły o zejściu z poziomu 9,8% do 9%. To niemal 1% spadek. W praktyce okazało się, że ceny rosną o 8,3%, czyli aż 1,5% mniej w ciągu miesiąca. Warto jednak zwrócić uwagę, że inflacja bazowa w tym samym czasie wzrosła o 1%. Oznacza to, że wolniej rosną ceny żywności i paliw, a przyspieszają pozostałe składniki koszyka inflacyjnego. Biorąc pod uwagę, że kwiecień chociażby na rynku ropy był spokojniejszy od marca i przeciętne ceny surowca były znacznie niższe, dane te są mniejszą niespodzianką. Spadająca inflacja będzie wodą na młyn EBC, które broni się rękami i nogami, by nie podnosić stóp procentowych.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – PKB, wstępny odczyt,
14:30 – USA – wnioski o zasiłek dla bezrobotnych.