PLN się umacniaSkoro dolar słabnie na szerokim rynku, to z reguły oznacza to risk off, równoznaczny z umocnieniem polskiego złotego. Właśnie z tym mamy do czynienia w tej chwili. Wróćmy jednak jeszcze do końcówki marca, gdy świat walutowy wyglądał zupełnie inaczej. Kurs euro bez znaczących oporów podążał na północ, ostatecznie osiągając 4,67 zł. Trudno było tu mówić o jakimś zwyczajnym osłabieniu, skoro taki poziom ostatnio mogliśmy widzieć 12 lat (!) temu, a był on skutkiem ówczesnego kryzysu finansowego. I tak oczywiście w tej chwili wciąż znajdujemy się w kryzysie pandemicznym, jednak aż tak wyraźna niemoc złotego, nawet w porównaniu do innych walut koszyka EM, nie miała wiele wspólnego z fundamentami. Pewne tropy wskazują na to, że inwestorzy grali przeciwko naszej walucie przez cały pierwszy kwartał, a gdy on się skończył, zamknęli te pozycje i ruszyli z impetem do odwrócenia sytuacji. Przecena była szybka i wyraźna, połykając praktycznie w dwa dni dystans 8 groszy. Rynek chyba uznał, że tak jak nieracjonalnie słaby był wcześniej PLN, tak i odwrotny ruch nie ma fundamentalnego podkładu i postanowił na chwilę go zahamować, kreując ok. 2-groszowy skok w bok. Nie trwało to jednak długo, a my ponownie obserwujemy mocny ruch na południe. Dzisiaj kurs euro próbuje pokonać kolejny opór powyżej 4,52 zł i istnieją duże szanse, że mu się to powiedzie. W ten sposób otworzy się droga w kierunku 4,50 zł, a przed nami w tym kontekście zostaną postawione ważne pytania. Chociaż prezes Adam Glapiński zarzekał się na piątkowej konferencji, że NBP nie wyznaczył sobie żadnej konkretnej granicy, przy której rodzimy bank centralny zamierza bronić kursu, to jednak obserwatorzy mają lepszą pamięć i właśnie 4,50 zł było poziomem, który NBP chciał osiągnąć, przeprowadzając interwencje walutowe w grudniu. Jeśli rynek postanowi go wybić, to musimy być gotowi na werbalne reakcje banku centralnego i członków RPP. Stawiam jednak tezę, że jeśli ogólnorynkowy tryb risk off będzie trwał, to inwestorzy nie przejmują się tym szczególnie. Wtedy NBP może poczuć się wywołany do tablicy i ponownie będzie chciał przeprowadzić operacje osłabiającego złotego. Czy tak rzeczywiście będzie? Zmiana retoryki prezesa może wskazywać, że tym razem bank centralny będzie się tylko przyglądał sytuacji, powtarzając swoje zwyczajowe formułki.