Złoty w opałachLepsza passa polskiego złotego nie trwała długo. W tym tygodniu otrzymał kilka ciosów, które na różnych parach próbują naruszyć istotne opory. Jeśli nie uda się szybko zanegować tego ruchu, może to oznaczać jeszcze większe kłopoty dla rodzimej waluty. Ciekawiej się robi, gdy dodamy do tego niezbyt witalnego na szerokim rynku dolara.
Po wyznaczeniu 12 października tegorocznych minimów na głównej parze walutowej świata ruch spadkowy został zanegowany. Na kilka dni kurs EUR/USD (z pewnymi wahaniami) trzymał się rejonów 1,16 $. Wreszcie wyruszył na dalszą północną wycieczkę i wyznaczył lokalne szczyty powyżej 1,166 $, które obecnie trzeba uznać za najbliższy opór. Jego wybicie może zwiastować podejście pod 1,17 $, a tym samym potwierdzenie wykreowania i stabilności nowego trendu. Na wykresie można nawet było dostrzec objawy wyznaczenia formacji podwójnego szczytu, ale ten scenariusz jednak się nie zmaterializował i w dalszym ciągu obserwujemy aprecjację wspólnej waluty. Dopiero wybicie dołem wyznaczonej linii trendu będzie przyczynkiem do powrotu w rejon 1,16 $, który może mieć walory istotnego wsparcia. Na EUR/USD wciąż obserwujemy odreagowanie wcześniejszego ruchu spadkowego. Fundamentalnie niewiele się zmieniło, choć można dostrzec pewne przedefiniowanie rynkowego dyskursu. Kolejni członkowie Fed potwierdzają chęć ogłoszenia taperingu na najbliższym posiedzeniu decydentów. Jednak coraz głośniej wybrzmiewają postulaty, że to niewystarczające działanie i powinny pojawić się też nieodległe czasowo przewidywania odnośnie do podwyżki stóp procentowych. Z drugiej strony Atlantyku inwestorzy coraz mniej chcą wierzyć wybitnie gołębiemu EBC (który z końcem roku straci jednego z nielicznych orędowników zmian, czyli podającego się do dymisji prezesa Bundesbanku). Coraz wyraźniej widać, że rynek próbuje rozegrać bankierów centralnych, ale wynik tej rozgrywki jest mocno niepewny. Tym bardziej, że w przestrzeni publicznej coraz częściej pada hasło „stagflacja”.