Mają nadziejęGdy wydawało się, że złoty wreszcie odnalazł własne dno, że będzie miał się od czego odbić, że to już ten moment. Może nawet uda się odrobić część strat. Wtedy pojawia się rodzimy bank centralny i rzuca mu kolejną ciężką kotwicę. Globalnie wszyscy żyją nadzieją, że inflacja zacznie spadać, że Omikron nie taki straszny, jak go malują, że ryzyka geopolityczne przejdą bokiem.
Druga dekada listopada była dla złotego wyjątkowo ciężkim okresem. Dolar po urwaniu się z kilkutygodniowej konsolidacji rozpoczął ostry rajd w górę, łącząc to ze słabością naszej waluty, dostaliśmy solidny ruch, który wyprowadził kurs USDPLN o ponad 20 groszy wyżej. Z łatwością zostały pokonane roczne maksima, by skierować się ku pandemicznym szczytom. Te, co prawda nie zostały osiągnięte, jednak zabrakło naprawdę niewiele. Po osiągnięciu pułapu 4,20 zł, udało się pożar opanować. Co więcej, złoty zaczął odreagowywać te spadki i przez chwilę mogło się wydawać, że może wrócić poniżej okrągłego poziomu 4 złotych. Ruch ten jednak na początku grudnia zaczął wyhamowywać w okolicach 4,07 zł. Przez chwilę jeszcze analitycy próbowali budować narrację o zaledwie przystanku, formacji flagi, czy zwykłej pauzie przed kontynuacją ruchu. Scenariusz ten zaczął się sypać w ostatnią środę po decyzji NBP. Ta, mimo spełnienia oczekiwań rynku (podwyżka stóp o 50 p.b.), nie była w stanie umocnić złotego na szerokim rynku. Konferencja prasowa prezesa Glapińskiego z czwartku tylko utwierdziła inwestorów, że dalsze granie pod złotego nie ma sensu. Obecnie znajdujemy się przy górnym ograniczeniu wspomnianej konsolidacji i z każdą godziną rosną szanse na wybicie jej na północ. Amerykanie przez chwilę tylko próbowali studzić jastrzębie zapędy Rezerwy, akcentując, że rozpoczęcie podnoszenia stóp procentowych wcale nie musi być skorelowane z zakończeniem procesu taperingu. To przekonanie było podsycane dodatkowo przez nowy wariant koronawirusa, który jednak prawdopodobnie nie okaże się gamechangerem. W tych realiach wróciliśmy do świata inflacyjnocentrycznego, w którym pośpiech w działaniu jest jak najbardziej wskazany.
USD (Dolar Amerykański)
RPP kreuje rynekWczorajszy dzień minął na czekaniu na decyzję w sprawie stóp procentowych w Polsce. Z jakiegoś powodu Rada Polityki Pieniężnej nie podaje godziny publikacji, tylko robią to z zaskoczenia.
Stopy w górę, ale nie dość
Na wczorajszym posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe o oczekiwane przez większość analityków 0,5%. Biorąc jednak pod uwagę obecną sytuację na rynku, większość inwestorów liczyła, że ponownie wzrost wyniesie 0,75%, by zamknąć rok chociaż równym 2%. W rezultacie podwyżki główna stopa procentowa wynosi 1,75% i jest o imponujące 6% niższa niż inflacja. Po poprzednich podwyżkach nadwyżka inflacji była mniejsza, zatem problem się wręcz powiększa. O tym, że inwestorzy oczekiwali większego wzrostu, najlepiej jak zawsze świadczy rynek walutowy. Po decyzji złoty osłabiał się względem euro o około 3 grosze.
Posiedzenie prezesa NBP
Dzisiaj o godzinie 15:00 prezes NBP wystąpi na konferencji prasowej. Ostatnie takie wydarzenia miały bardzo istotny wpływ na rynki walutowe. Nie inaczej powinno być w tej chwili. Jeszcze niedawno opowiadał o konieczności poczekania na efekty podwyżek stóp procentowych, dzisiaj z kolei mamy już wyższe poziomy. Jeżeli na konferencji będziemy słuchać o serii podwyżek, powinno to wpływać korzystnie na wycenę złotego. Z drugiej strony, jeżeli będziemy słuchać o tym, że szczyt inflacji jest w styczniu, a potem ona i tak będzie spadać, więc dalsze działania nie są potrzebne, to może się okazać, że złoty będzie przeceniany.
Nie tylko polski bank centralny
Wczoraj poznaliśmy decyzję zarówno indyjskiego banku centralnego, jak i kanadyjskiego. W obydwóch przypadkach zgodnie z oczekiwaniami stopy procentowe pozostały na niezmienionym poziomie. Nie miało to większego wpływu na rynki, gdyż panowała zgoda, co do tego kierunku ruchu. Jest to szczególnie silne w Kanadzie, która mocno dostosowuje swoją politykę do swojego jedynego sąsiada. W USA zgodnie z obecnymi ankietami należy się spodziewać podwyżek dopiero za ponad pół roku. Co wcale nie znaczy, że jeżeli sytuacja będzie się poprawiać, nie podniosą stóp procentowych szybciej.
W kalendarium danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – wnioski o zasiłek dla bezrobotnych.
Czy stopy procentowe wzrosną o 0,5%?Dzisiaj najprawdopodobniej najważniejsze wydarzenie dla złotego w tym tygodniu jak nie w miesiącu. Jedynym kontrkandydatem jest jutrzejsza konferencja prasowa prezesa NBP.
Dzisiaj posiedzenie RPP
Późnym popołudniem powinniśmy poznać decyzję w sprawie stóp procentowych. Analitycy oczekują wzrostu stóp o 0,5% w górę, co teoretycznie jest dużą zmianą. W praktyce jednak to mniej niż wzrosła w ciągu miesiąca inflacja. Rynki, patrząc przynajmiej na stawki WIBOR, które w ostatnich dwóch tygodniach wzrosły proporcjonalnie, mogą mieć apetyt na jeszcze więcej. Jest bowiem spory rozdźwięk, pomiędzy tym, co powinno się zrobić przy inflacji wynoszącej 7,7%, a zadziwiającymi wypowiedziami prezesa NBP, czy niektórych jego członków. Uważają oni, że skoro w innych państwach inflacja też jest wysoka to znaczy, że zależy od czynników zewnętrznych i pojawiają się głosy, że może należy ją przeczekać.
Inflacja w Europie
Polskie 7,7% faktycznie brzmi źle i takiej jest. Problem ten ma jednak nie tylko Polska. Z postsowieckich członków UE mniej ma tylko Łotwa – 6%. Litwa i Estonia mają odpowiednio 9,2% i 8,8%. W całej Unii więcej od nas oprócz tych państw mają jeszcze Rumunii, dzięki czemu nie jesteśmy na podium. Cała strefa euro ma obecnie inflację na poziomie 4,9%, co pokazuje, że nasze ceny względem zachodu rosną o niecałe 3%, to i tak wyjątkowo dużo. Problem wzrostu cen nie jest jednak tylko problemem zachodu. Białoruś i Ukraina przekraczają 10%, a Rosja przekroczyła już 8% i dzisiaj poznamy wskaźnik za listopad. Jak widać, problem inflacji jest problemem globalnym. Drukując pieniądze, wymyśliliśmy lekarstwo na kryzys covidowy dla gospodarki i niechcący wepchnęliśmy ją w inny poważny problem.
Bilans handlowy w USA
W październiku deficyt handlowy USA wyniósł niemal dokładnie zgodnie z oczekiwaniami 67,1 mld USD. Kwota, jak każda duża wartość, jest trudna w interpretacji. Można ją jednak inaczej przedstawić. Import towarów do USA był o 30% wyższy od eksportu z USA. To pokazuje pewną skalę nierównowagi. Z drugiej strony wczorajszy wynik to najniższy deficyt handlowy od grudnia zeszłego roku. Problem w tym, że umacniający się dolar raczej nie poprawi tego bilansu. Mocniejsza waluta będzie sprzyjać bowiem zdecydowanie bardziej importerom, którzy będą mogli uzyskiwać przewagę kosztową nad produkcją krajową. Mechanizm ten jest pewnym ograniczeniem dla nadmiernego umocnienia się dolara. Zbyt mocny dolar pogorszy wyniki gospodarcze, a te powinny osłabić dolara wówczas.
W kalendarium danych makroekonomicznych brak ważnych danych.
Nawrót optymizmu na rynekTydzień rozpoczął się od powrotu inwestorów w stronę inwestycji bardziej ryzykownych. Polski złoty odbił się wprawdzie już w zeszłym tygodniu, teraz w górę idą m.in. surowce energetyczne.
Poprawa nastrojów na rynkach
Pomimo rosnącej liczby zachorowań w wielu krajach na świecie na rynkach poprawiają się nastroje. Wzrost optymizmu widać przynajmniej po odbiciu na rynku ropy naftowej. Od początku tygodnia czarne złoto podrożało już 4 dolary za baryłkę, co świadczy o wzroście optymizmu na rynku. W górę poszło też euro względem franka. Para ta jest typowym barometrem nastrojów rynkowych. Im mniej ryzyk na rynkach tym bardziej inwestorzy uciekają z bezpiecznych przystani, co powoduje, że euro odrabia straty względem franka. Ruch ten powoduje, że przy relatywnie stabilnym złotym, względem euro, frank trochę tanieje.
Chiny znów przyspieszają
Nocne dane z Państwa Środka pokazały, że kraj ten mimo pandemii wyraźnie wraca do dawnej chwały. Zarówno eksport, jak i import rosną szybciej od oczekiwań. Wartości tych danych są, jak to często ma miejsce w przypadku Chin, imponujące. Import rośnie o 31,7% a eksport o 22%. Można oczywiście zauważyć, że poprzedni rok był bardzo słaby w covidzie i być może jest to korekta. Problem w tym, że dane zeszłoroczne były bardzo bliskie zera, nie jest to zatem odbicie po spadkach.
Australia nie zmienia stóp procentowych
Dzisiaj w nocy Królewski Bank Australii podjął decyzję w sprawie utrzymania stóp procentowych na niezmienionym poziomie. Analitycy zwracają jednak uwagę na zmianę w komunikacie do decyzji. Zamiast informacji o potrzebie czekania i cierpliwości decydentów pojawiła się informacja o poprawiającej się sytuacji gospodarczej. W rezultacie inwestorzy zaczęli kupować dolara australijskiego, wierząc, że oznacza to szybszy wzrost stóp procentowych. Waluta Australii poszła w górę po tych danych około 1%.
W kalendarium danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
11:00 – strefa euro – PKB,
11:00 – Niemcy – indeks Instytut ZEW,
14:30 – USA – bilans handlu zagranicznego.
Złoty zyskuje, kryptowaluty tracąOstatnie dane makroekonomiczne znów zaczynają przesuwać zainteresowanie inwestorów na drugą stronę oceanu. Lepsze dane z rynku pracy w USA wyraźnie wygrywają ze spadkiem zamówień w Niemczech. Weekendowa przecena kryptowalut.
Dobre dane za oceanem
Piątkowe dane z rynku pracy w USA z jakiegoś powodu często oceniane są w mediach jako złe. Powodem jest skupienie się na mniejszej od oczekiwań liczbie miejsc pracy. Podejście to ma jedną istotną wadę. W tym samym czasie bezrobocie spadło z 4,6% na 4,2%. Biorąc pod uwagę, że nowe miejsca pracy są w sumie jednym z czynników wpływających na bezrobocie, skupianie się na nich a nie na bezrobociu wydaje się stratą czasu. Należy pamiętać, że o ile faktycznie mniej miejsc pracy powstało, to przez ostatni miesiąc również liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych była wyjątkowo niska. Najwyraźniej rynek pracy się stabilizuje, co jest ogólnie bardzo dobrą wiadomością.
Słabsze dane z Niemiec
Dzisiaj nad ranem poznaliśmy dane na temat zamówień w przemyśle po drugiej stronie Odry. Niemcy mają wyraźny problem, gdyż w skali roku zamówienia spadły o 6,9%, podczas gdy oczekiwano symbolicznego spadku o 0,5%. Po tych danych euro znajduje się w odwrocie, zarówno względem dolara na rynkach globalnych, jak i względem złotego. Słabsze dane ze starego kontynentu połączone z dobrymi danymi z USA najprawdopodobniej znów powodują ucieczkę kapitału za ocean.
Niespodziewana wyprzedaż bitcoina
W weekend doszło do gwałtownych spadków na rynku kryptowalut. Nie do końca wiadomo, co było powodem tego ruchu, ale w nocy z piątku na sobotę (czasu europejskiego), a w piątkowy wieczór (czasu amerykańskiego) doszło do gwałtownej wyprzedaży najpopularniejszej kryptowaluty. Część analityków wskazuje, że mogła to być działalność jakiegoś funduszu zlokalizowanego na zachodnim wybrzeżu USA. Tak duży pakiet jednak w godzinach, gdzie większość traderów nie jest aktywna, spowodował jednak istotną przecenę. Zaczęła się ona zresztą już w piątek wieczorem, ale wtedy bitcoin spadł o „zaledwie” 4000 dolarów, kolejny ruch dołożył jeszcze 8000 dolarów spadku. Obecnie cena się stabilizuje, ale rynek jest wciąż 9000 dolarów niżej niż na piątkowym otwarciu.
W kalendarium danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Przecena złotego Naturalnym było, że jeśli dolar umacniał się na szerokim rynku, to będzie to dostrzegalne wyraźnie również na parze USD/PLN. To była prawdziwa przecena złotego, a kurs dolara poszybował z 3,95 zł na prawie 4,20 zł, wyznaczając tegoroczne szczyty. Rzadko spotykana sytuacja poza momentami wybuchu różnego rodzaju kryzysów. W końcu zatrzymała się ogólna aprecjacja „zielonego”, co wyciszyło także notowania USD/PLN. Przez kilka dni można było zaobserwować konsolidację, która jednak coraz bardziej zbliżała się do wybicia 4,15 zł. Kiedy wreszcie do tego doszło, kurs USD w szybkim tempie skierował się na południe i dopiero poziom 4,05 zł zatrzymał ten ruch. W tym miejscu należałoby teraz szukać istotnego wsparcia, którego pokonanie może zwiastować atak na okrągłe 4 zł, a w dalszej perspektywie nawet na 3,95 zł. Jeśli dojdzie do korekty ostatnich spadków, to kluczowym oporem może się okazać przedział 4,09-4,10 zł. Jednak prawdopodobne wydaje się także wyklarowanie kilkugroszowego trendu bocznego i wyczekiwanie w ten sposób na decyzje banków centralnych. Spokój będzie możliwy tylko wtedy, gdy efekt Omikrona nie wedrze się także na rynek walutowy, gdyż rezonuje on w tej chwili mocno na rynku kapitałowym.
Z piekła do niebaZ piekła do nieba, tak można skwitować zachowanie złotego na parze z euro. Listopad to porzucenie jakichkolwiek szyków obronnych przez krajową walutę, dzięki czemu wyznaczone zostały 12-letnie szczyty powyżej 4,72 zł. Później nastąpiło pewne odreagowanie (mocno powiązane z obrazem EUR/USD), które nie trwało długo, ponieważ kurs euro ponownie wybił się ponad 4,70 zł. Był to jednak ostatni objaw słabości PLN, który następnie przystąpił do zdecydowanej kontry. W tych ostatnich maksimach można było doszukać się nawet objawów formacji podwójnego szczytu, która zwiastowała trwalszą zmianę trendu w kierunku południowym. Do takowej doszło, a to co krajowa waluta straciła w trzy tygodnie, odzyskała w tydzień. Imponujące odwrócenie sytuacji na EUR/PLN. Obecnie obserwujemy (wydaje się skuteczną) próbę wybicia 4,60 zł. Jeżeli kurs euro nie zatrzyma się w okolicach 4,58 zł, to szybko może dojść do obrony 4,55 zł. Zasadniczo widzę dwa zagrożenia dla realizacji scenariusza dalszego umocnienia złotego. Po pierwsze tak gwałtowny ruch, jak w ostatnich dniach, może wywołać mocną i poniekąd naturalną korektę. W takim wypadku pierwszym kluczowym oporem może się okazać dopiero rejon powyżej 4,66 zł. Po drugie oczekiwana kolejna podwyżka stóp procentowych przez RPP (posiedzenie już w przyszłym tygodniu) połączoną ze zmianą retoryki przez NBP i prezesa Glapińskiego może być już w dużym stopniu zdyskontowana i nie okaże się znaczącym wsparciem dla PLN.
Odrodzenie złotegoW listopadzie krajowa waluta została przytłoczona i zepchnięta do głębokiej defensywy, która zakończyła się wyznaczeniem tegorocznych lub nawet wieloletnich szczytów. Pesymizm wkradł się też do mojej głowy, ponieważ nie przypuszczałem, że w grudzień wejdziemy z tak znaczącą zmianą trendu. Polski złoty odrodził się jak feniks z popiołów, ale jak wysoki może być jego lot?
Rozważania zacznę jednak od głównej pary walutowej świata, która często ma wpływ na resztę rynku. Tym razem także wyciągnęła ona pomocną rękę do walut koszyka EM (w tym złotego), kiedy po wyznaczeniu tegorocznych minimów ostatecznie odbiła się od 1,12 $. Następnie doszło do dosyć szybkiego odreagowania w kierunku 1,14 $, ale kurs EUR/USD nie zdołał dotrzeć tak wysoko i zatrzymał się w okolicach 1,138 $, gdzie powinniśmy teraz szukać istotnego oporu na najbliższą przyszłość. Jego pokonanie może być wskazówką do podejścia przynajmniej w pobliże 1,145 $. Na chwilę notowaniami zachwiał jeszcze prezes Fed Jerome Powell, który znacząco zmienił swoją retorykę odnośnie do inflacji i polityki monetarnej, ale ponad cent przeceny został szybko wymazany. Obecnie na EUR/USD doszło do znacznego wyciszenia emocji, można nawet mówić o zarysowaniu trendu bocznego, który jednak zyskał wyraźniejszą inklinację spadkową. Mimo wszystko wciąż nie udaje się pokonać 1,13 $, którego wybicie mogłoby ponownie skierować kurs na 1,12 $. Kluczowe dla rozwoju sytuacji na tej parze mogą być posiedzenia Fed i EBC za dwa tygodnie, ale zasadne staje się pytanie, czy zmiana podejścia Rezerwy Federalnej nie jest już częściowo „w cenach”.
USDPLN retest strefy popytu (moje spojrzenie)Dzisiaj przeglądając wykres zauważyłem na mniejszym interwale tworzący się schemat Wyckoffa.
Jeżeli spojrzeć na Schemat Wyckoffa i porównać do przebiegu USDPLN, wykresy są dość podobne do siebie.
Dojście ceny wyznaczonej wczoraj (4,258541$) może nastąpić po trzecim i najgłębszym re-teście obszaru popytu.
Proszę o wyrozumiałość. Analizą zacząłem się interesować dość niedawno i chce się dzielić swoimi przemyśleniami. Jestem dość ciekawy czy to co myślę jest coś warte.
Przygotowanie do burzyNa rynku znacznie spokojniejszy piątek niż tydzień temu. Omikron okazał się nie aż tak straszny, co nie znaczy, że można go bagatelizować. Za tydzień jednak powinien ustąpić miejsca w wiadomościach decyzji RPP.
Poprawa nastrojów za oceanem
Wczoraj zobaczyliśmy wyraźnie lepsze od oczekiwań dane z amerykańskiego rynku pracy. Tamtejszy rynek pracy pomimo wyraźnego ciosu na początku pandemii bardzo sprawnie wraca w stronę rekordowych poziomów. W ciągu roku bezrobocie spadło z 6,7% na 4,6%, a patrząc na obecne dane to nie powinien być koniec tej tendencji. Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych kolejny tydzień znajduje się na poziomach, których nie powstydziłby się ten wskaźnik przed pandemią. 222 tysiące wniosków to po prostu dobry wynik. Do tego Raport Challengera, informujący o planowanej liczbie zwolnień pokazuje najniższy wynik od początku pandemii. Nie może zatem dziwić, że dolar wczoraj odrobił trochę strat względem euro.
W Europie bez zmian
Lepsze dane z amerykańskiego rynku pracy mocno pomagają dolarowi. Nie można analogicznie powiedzieć o strefie euro. Bezrobocie wynosi w imponujące 7,3%, a w wielu krajach pojawiają się realne problemy. Dobrym przykładem są przynajmniej Włochy. Stopa bezrobocia wynosi tam po wzroście o 0,2% w ciągu miesiąca aż 9,4%. Nie może zatem dziwić, że decydenci w Europejskim Banku Centralnym mocno obawiają się wpływu na gospodarkę końca rekordowo niskich stóp procentowych. Z drugiej strony aż strach pomyśleć, jak gospodarki południa kontynentu by sobie radziły po wzroście stóp procentowych. Analitycy nieprzypadkowo spodziewają się, że w 2022 EBC nie zacieśni polityki monetarnej.
Co zrobi Rada Polityki Pieniężnej?
Na rynku polskiego złotego tematem numer jeden jest obecnie przyszłotygodniowe posiedzenie RPP. Inwestorzy oczekują wzrostu o minimum 0,5% do 1,75%, aczkolwiek biorąc pod uwagę, że inflacja rośnie zdecydowanie szybciej, wiele osób wskazuje na konieczność przyspieszenia podwyżek. Skoro inflacja w ciągu miesiąca rośnie o 0,9%, to znaczy, że realna stopa procentowa nawet po podwyżce o 0,5% spadnie o kolejne 0,4%. Wypowiedzi prezesa NBP wskazują na scenariusz jeszcze ostrożniejszy. Z drugiej strony nie decyduje on sam, a RPP stworzyła już “warunki, bez których uruchomienie tarcz antyinflacyjnych byłoby niemożliwe”. Czeka nas ciekawy tydzień.
W kalendarium danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – stopa bezrobocia,
16:00 – USA – zamówienia na dobra.
USDPLN Dojście do strefy popytu (moje spojrzenie)Po dość sporych wzrostach oraz po dotarciu do szczytu zbudowała się formacja spadającej gwiazdy, która przyniosła zawrócenie ceny. Mamy odreagowanie i dość mocną korektę. Czekając na dotarcie korekty do linii trendu dodatkowo wyznaczyłem wzniesieniem fibonacciego strefę popytu. jak na ten moment cena dość szybko odbiła się od wyznaczonej strefy.
Dodatkowo przy wzniesieniu fibonacciego wyznaczyła się linia odreagowania korekty (poziom 1.618, 4.258541$).
Po przełamaniu wyznaczonej strefy oraz po złamaniu linii trendu, dość duży ruch mamy między 3.984643$, a 3.924728$. W tym miejscu wyznaczyłem strefę bardzo silnego wsparcia oraz miejsca gdzie cena powinna się zatrzymać i odbić.
Proszę o wyrozumiałość. Analizą zacząłem się interesować dość niedawno i chce się dzielić swoimi przemyśleniami. Jestem dość ciekawy czy to co myślę jest coś warte.
Złoty znów poniżej 4,60 złW ciągu tygodnia złoty umocnił się o ponad 10 groszy względem euro. Dzieje się to w czasach, gdy pandemia nie tylko coraz bardziej zamyka nas w domach, ale stara się w brutalny sposób uczyć greckiego alfabetu.
Podejrzanie dobre nastroje w Polsce
Ostatni tydzień na rynkach walutowych, a szczególnie na parach złotowych, jest dla wielu analityków dużą niespodzianką. Złotemu pomagają trochę dane makroekonomiczne, ale nie uzasadniają one aż tak dużego umocnienia. Wczoraj doszedł lepszy od oczekiwań indeks PMI dla przemysłu. Był on jednak lepszy o raptem 0,4 pkt, to nie jest zmiana uzasadniająca 3 groszowe umocnienie względem euro. Z drugiej strony wczorajsze dane na temat zarówno liczby zachorowań, jak i śmierci z powodu COVID okazały się najwyższe od początku tej fali pandemii.
Indeksy PMI
Indeksy PMI dla przemysłu w innych krajach nie zawsze wyglądały tak dobrze, jak w Polsce. Pomimo niespodziewanego wzrostu we Francji łączny rezultat dla strefy euro znalazł się o 0,2 pkt poniżej oczekiwań. Wielka Brytania znalazła się o 0,1 pkt poniżej oczekiwań. W obu przypadkach był to jednak wzrost względem poprzedniego miesiąca. Interesująca była sytuacja w USA, gdzie równolegle niemal opublikowano raport PMI oraz ISM dla przemysłu i jeden wskazuje na spadek, a drugi na wzrost optymizmu. Są to jednak nieznaczne zmiany, które w specyfice badań ankietowych się często zdarzają. Dane te pozwoliły jednak na pewną stabilizacją cen na głównej parze walutowej świata, która wczoraj miała wyjątkowo niską zmienność.
Ropa znów w dół
Jeszcze kilka tygodni temu inwestorzy ekscytowali się rozważaniami, czy ropa naftowa przebije do końca roku próg 100 dolarów za baryłkę. Było to o tyle dziwne, że kontrakty długoterminowe oscylowały wówczas poniżej 70 dolarów. Dzisiaj są za 60, co sugeruje, że w dalszej perspektywie inwestorzy oczekują raczej stabilizacji cen z lekką dalszą obniżką niż powrotu do wzrostów. Powodem tych zmian jest obecnie przede wszystkim nowy wariant koronawirusa, który powoduje, że dotychczasowe prognozy wzrostu gospodarczego są szybko weryfikowane w dół.
W kalendarium danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – wnioski o zasiłek dla bezrobotnych.
Korona Czeska wraca do gry. D1Po przebiciu linii oporu notowania USDCZK odbiły się od wartości 22.94178, które w okresie październik-listopad stanowiły linię wsparcia.
Zarówno RSI Swing Indicator, jak i sygnał MACD informują nas o zbliżających się spadkach bądź korekcie wzrostu, patrząc na politykę Systemu Rezerwy Federalnej, pierwsza opcja wydaje się bardziej prawdopodobna.
We wtorek odbyło się wystąpienie przewodniczącego Systemu Rezerwy Federalnej. Jerome Powell przyznał, że inflacja nie jest na ten moment "przejściowa", co spotkało się z paniką na rynku. Wynosi ona aktualnie 6,2% r/r i jest najwyższa od ostatnich 30 lat. Niepewność Powella sugeruje nam, że Fed stracił kontrolę nad wartością dolara. Rezerwa Stanów Zjednoczonych zapowiedziała, że podwyżki stóp procentowych nastąpią dopiero na początku Q3 2022 roku po zakończeniu taperingu. Spotkało się z ogniem krytyki ze strony wielu ekonomistów. Fed chce walczyć z inflacją w taki sam sposób jak podczas poprzedniego kryzysu 2007-2009, co nie koniecznie będzie miało pozytywne skutki. Dług USA wynosi ok. 125 proc. PKB, a znaczna jego część ma krótkie terminy zapadalności. Wzrost stóp procentowych spowoduje wyższe koszty refinansowania, do czego bank nie chce doprowadzić.
Polityka Czech jest bezwzględna. Mając inflacje 5,8% r/r postanowili podwyższyć stopy procentowe do 2,75 pp. Spowodowało to znaczne umocnienie korony. Dalszych wzrostów stóp procentowych nie będzie zdaniem Pavla Sobíšk'a - głównego ekonomisty UniCredit Bank Czech Republic and Slovakia. Raporty Czeskiego Banku Centralnego, również potwierdzają, że korona jest bardzo stabilna. Patrząc na ranking Global Finance, Jiri Rusnok otrzymał ocenę A (najwyższą możliwą) dodatkowo według Globsec Vulnerability Index 2021 Republika Czeska to jeden z najbardziej odpornych na szkodliwe wpływy zagraniczne krajów w Europie, co bardzo dobrze rokuje na przyszłość.
Moim zdaniem cena USDCZK wróci do wartości 22.10032, jeżeli nie utrzyma się na tym poziomie, prawdopodobny jest ruch boczny w obszarach 21.37228-22.10032
DISCLAIMER (zrzeczenie się odpowiedzialności)
Żadna z informacji zawartych na moim profilu Tradingview nie jest rekomendacją inwestycyjną ani poleceniem. Każdy post jest to jedynie moja osobista opinia i pogląd. Z materiałów tych korzystasz na własną odpowiedzialność. Przedstawiony materiał nie stanowi „rekomendacji" w rozumieniu ustawy z dnia 29 lipca 2005r. o obrocie instrumentami finansowymi czy Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) Nr 596/2014 z dnia 16 kwietnia 2014 r. Zawarte treści nie spełniają wymogów stawianych rekomendacjom w rozumieniu ustawy, m.in. nie zawierają konkretnej wyceny żadnego instrumentu finansowego, nie opierają się na żadnej metodzie wyceny, a także nie określają ryzyka inwestycyjnego.
"Nie trzeba wierzyć w analizę techniczną, ale trzeba mieć świadomość, że inni wierzą."
#tradingjam
WIG wejdzie w superhossę? Są ku temu przesłanki.Lewa oś Y - USD/PLN
Prawa oś Y - Indeks WIG
WIG technicznie bardzo pięknie rozgrywany przez zagraniczny kapitał, którego udział jest bez znaczenia kluczowy dla naszego bytowania. Po latach konsolidacji 2011 - 2019 scenariuszem do rozegrania jest megahossa na polskich aktywach.
Obecnie trwa migracja kapitału z SP500, który wychodzi z USD wchodząc w PLN powodując jego aprecjację, a tym samym zakupy polskich, relatywnie tanich spółek. "Omikronowa" korekta jest prawdopodobnie istotną i ostatnią korektą w stylu "pullback" do przełamania oporów narysowanych na wykresie. WIG odbija się od ważnego wsparcia ze szczytów w latach 2007 oraz 2018.
Dalsze umocnienie złotegoPomimo pojawienia się nowej odmiany koronawirusa złoty odzyskuje część wartości. Powodem jest kolejny gwałtowny wzrost inflacji, który sugeruje dalsze podwyżki stóp procentowych.
Złotówka znów się umacnia
Polska waluta ma obecnie bardzo dobrą passę. Tym razem zawdzięcza ją w sporej części danym makroekonomicznym. Można by powiedzieć, że to sukces naszej polityki gospodarczej. Po części na pewno, bo wzrost PKB na poziomie 5,3% w skali roku można tak interpretować. Tym bardziej, że jest wyższy o 0,2% od oczekiwań. Problemem jest to, że są to dane z 3 kwartału, a inflacja wynosząca 7,7% to odczyt wstępny za listopad i sukcesem z pewnością nie jest. Analitycy spodziewali się wyniku o 0,3% niższego, ale to nadal poważny problem. Tak wysoko rosnące ceny powodują jednak, że inwestorzy nie wierzą w opowieści części członków RPP o możliwości utrzymania stóp procentowych na niezmienionym poziomie. To właśnie pod tę decyzję, która podjęta ma być dokładnie za tydzień, inwestorzy obecnie kupują złotego.
Nie tylko zasługa złotego
Nie można upraszczać obecnego umocnienia złotego tylko do lokalnego podwórka. Zejście cen euro z okolic 4,71 zł poniżej 4,65 zł w ciągu raptem czterech dni to z pewnością sukces. Zbliżone sukcesy odnoszą jednak zarówno Węgry, jak i Czechy. Owszem w ostatnich dniach dane makroekonomiczne z tych krajów nie powinny przeszkadzać ich walutom, aczkolwiek ruch na szerokim rynku wydaje się ważniejszy. W tym samym czasie mieliśmy wyraźną przecenę dolara względem euro i to ten ruch spowodował powrót kapitału na naszą stronę Oceanu. Środki, które lądowały w strefie euro płynęły również do gospodarek ościennych, co spowodowało wzrosty kursów walut.
Powell straszy rynek
Wczoraj na rynku sporo zamieszania zrobiły wypowiedzi prezesa FED Jerome Powella. Wynikało z nich, że w obecnej sytuacji nie tylko wątpliwe jest przyspieszenie podnoszenia stóp procentowych, ale nawet obecna redukcja programu skupu aktywów. Narracja ta doprowadziła do przecenienia wczoraj dolara do poziomu 1,1380 dolara za jedno euro. Tam jednak znalazło się wielu inwestorów skłonnych sprzedawać euro i w ciągu kilku godzin mieliśmy ruch najpierw o 1% w dół, po czym stopniowy powrót większości tego osłabienia. Jak widać inwestorzy nie wierzą w dalsze osłabienie dolara i traktują obecne górki jako atrakcyjne momenty, by dokupić waluty. Wielu inwestorów liczy na dzisiejsze wystąpienie prezesa FED i wskazanie pewnych kierunków działań.
W kalendarium danych makroekonomicznych brak ważnych danych.
Korekta piątkuW promocjach na Black Friday niespodziewanie wzięła udział ropa naftowa. Surowce ulegały przecenie głównie ze względu na strach związany z pojawieniem się nowego wariantu COVID. Dzisiaj mamy lekkie odbicie, nie zmienia to faktu, że na rynki wrócił strach.
Odbicie od rana
Piątkowa sesja odbywała się pod dyktando paniki. Inwestorzy wycofywali się z ryzykownych biznesów, bojąc się, jakie informacje przyniesie weekend. Brak eskalacji negatywnych informacji o wariancie COVID, zwanym obecnie Omikron powoduje, że dzisiaj od rana widzimy odbicie na wielu rynkach. Dobrze widać to szczególnie na ropie naftowej. Surowiec, kwotowany w USA w piątek, spadł o imponujące 10 dolarów za baryłkę. Dzisiaj rynek dotarł już 4 grosze powyżej piątkowego dołka. Odbicie widać również na walutach. Nie ma go jednak na większości rynków akcyjnych, które dzisiaj rozpoczęły dzień w okolicach zera, utrzymując z grubsza poziomy piątkowe.
Odbicie złotego
Złotówka ma dzisiaj dobry dzień. Kurs oscyluje w okolicach 4,70 zł za euro, co nie jest oczywiście marzeniem Polaków, planujących zagraniczne wyjazdy narciarskie, czy zakupy za granicą. Z drugiej strony w piątek sięgaliśmy 4,72 zł. Odbicie jest mniej widoczne na franku szwajcarskim. W dobie większego ryzyka po raz kolejny inwestorzy postanowili przenieść swoje środki na franka. W rezultacie frank umacnia się względem euro, ustanawiając kolejne maksima kursowe na tej parze od 2015 roku. Jest to bardzo zła wiadomość dla kredytobiorców frankowych. Grupa ta niestety regularnie jest ofiarami negatywnych zmian na rynkach.
Grudniowe posiedzenie RPP
Ostatnia korekta cen surowców powoduje, że wśród członków RPP znów pojawiają się opinie o przejściowym charakterze obecnego wzrostu cen. Gdyby głosy te się utrzymały, moglibyśmy na grudniowym posiedzeniu zobaczyć nawet brak zmian stóp procentowych. Patrząc na stawki WIBOR, rynki spodziewają się, że stopy procentowe będą dalej rosły. W rezultacie brak podwyżek stóp procentowych byłby prawdopodobnie odebrany na rynkach, jako sygnał do wyraźnej przeceny polskiego złotego. Z jednej strony byłaby to korekta pozycji czekających na podwyżki. Z drugiej strony potwierdzenie scenariusza długotrwałej inflacji, a ta z kolei działa negatywnie na kurs waluty.
W kalendarium danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
USDNOK - ofiara załamania na rynku ropyPiątkowy risk-off zbiera żniwo zwłaszcza na rynku ropy, gdzie inwestorzy obawiają się decyzji o zamrożeniu ruchu lotniczego za sprawą nowego, groźnego wariantu COVID. To przekłada sie na zachowanie USDNOK, który wyróżnia się dzisiaj w grupie walut G-10. W efekcie powróciliśmy w rejon szczytu z sierpnia. To, co korona zyskała dzięki wrześniowej podwyżce stóp przez Norges Bank, już oddała.
Niniejszy komentarz został przygotowany w Wydziale Analiz Rynkowych Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska S.A. z siedzibą w Warszawie, jest publikacją handlową w rozumieniu przepisów Rozporządzenia delegowanego Komisji (UE) 2017/565 z dnia 25 kwietnia 2016 r. i nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej ani informacji rekomendującej lub sugerującej strategię inwestycyjną w rozumieniu Rozporządzenia (UE) nr 596/2014 z dnia 16 kwietnia 2014 r. Została ona sporządzona w celach informacyjnych i nie powinna stanowić podstawy do podejmowania decyzji inwestycyjnych. Ani autor opracowania, ani Dom Maklerski BOŚ SA nie ponoszą odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie informacji zawartych w niniejszej publikacji. Kopiowanie bądź powielanie niniejszego opracowania bez pisemnej zgody Domu Maklerskiego BOŚ SA jest zabronione.
73 proc. rachunków inwestorów detalicznych odnotowuje straty pieniężne w wyniku handlu kontraktami CFD u niniejszego dostawcy. Zastanów się, czy rozumiesz, jak działają kontrakty CFD i czy możesz pozwolić sobie na wysokie ryzyko utraty pieniędzy.
Frankowicze zasmuceni Na koniec smutna historia dla frankowiczów, którym nie ma czego zazdrościć. Kurs franka miesiąc zaczynał lekko powyżej 4,32 zł, co i tak już było dosyć bolesnym doświadczeniem dla kredytobiorców. To jednak był dopiero początek ich problemów. Zgodnie z zachowaniem PLN wobec wszystkich głównych walut, także w przypadku CHF zobaczyliśmy równię pochyłą. Kurs franka zgodnie z pewną piosenką uwierzył, że może latać i poszybował w kierunku 4,50 zł. Jednak nawet ten poziom nie był dla niego wystarczający i postanowił wypróbować się z 4,51 zł. Tym samym w praktyce wyznaczył historyczne szczyty. Ktoś może zarzucić, że w tzw. czarny czwartek (gdy kilka lat temu Szwajcarski Bank Narodowy zaprzestał obrony swojej waluty) były nawet wyższe piki, ale to była szokowa i krótkotrwała reakcja. W tej chwili mamy do czynienia z o wiele trwalszą sytuacją, oczywiście z niekorzyścią dla złotego. Co prawda także w przypadku tej pary PLN dostał przez chwilę dawkę tlenu i kurs zszedł w pobliże 4,45 zł, ale nie trwało to długo. Rynkowy risk off na koniec tygodnia brzmi jak wyrok dla złotego. Z jednej strony wysysa on kapitał z walut rynków wschodzących, a z drugiej nie kieruje się w stronę dolara, tylko do innych safe haven, w tym CHF. Jeżeli dojdzie do wybicia ostatnich szczytów, to nie czuję się władny w określaniu możliwości wyznaczenia nowych historycznych maksimów. Oby na rynki wróciło opamiętanie…
"Zielony" traci moc Jeszcze poważniejsza przecena dostrzegalna jest na USD/PLN. Nie powinno to dziwić przy takiej mocy „zielonego” na szerokim rynku. Kurs dolara zaczynał listopad w okolicy 3,94 zł i jeszcze wtedy wszyscy się zastanawiali, czy lub kiedy dojdzie do wybicia okrągłych 4 zł. Z perspektywy czasu takie rozważania należy uznać za śmiech rzeczywistości z oczekiwań. Kurs wystrzelił na północ jak rakieta i nie brał żadnych jeńców. To po prostu historia upadku złotego w przepaść. W ten sposób w 3 tygodnie pokonaliśmy dystans 25 groszy! Zatrzymaliśmy się dopiero lekko poniżej 4,20 zł, wyznaczając równocześnie tegoroczne maksima i najbliższy opór. Na szczęście dla złotego USD na razie wyczerpał paliwo do dalszej aprecjacji i kurs dolara znalazł się obecnie w trendzie bocznym, który od góry ograniczony jest ostatnim szczytem, a od dołu wspierają go okolice 4,16 zł. Jeżeli doszłoby do zejścia poniżej tego poziomu, to możliwy jest marsz w kierunku nawet 4,10 zł. Jednak na ten moment jest to mało prawdopodobny scenariusz. Już szybciej należy spodziewać się wybicia górą, które wtedy może zwiastować próbę podejścia do 4,30 zł (maksima z początku pandemii). Najgorsze w tej sytuacji jest to, że prawie nic nie zależy od złotego, a wiele jest w rękach dolara i to on będzie rozdawał karty. W mojej opinii nawet kolejna podwyżka stóp procentowych w Polsce może mieć żadne albo chwilowe przełożenie na pozycję PLN. Wszystko przez bliską zeru wiarygodność naszej władzy monetarnej. Ma ona jednak w ręku pewne narzędzie, a mianowicie fizyczną interwencję na rynku walutowym. Takowej zresztą dokonał bank centralny pod koniec zeszłego roku, ale wtedy chodziło o osłabienie złotego, dzięki czemu NBP mógł wpłacić większy zysk do budżetu państwa. Przy ogłoszonych właśnie nowych wydatkach rządowych związanych z tarczą antyinflacyjną odwrotny ruch wydaje się coraz mniej możliwy.
Przecena złotegoPrzecena złotego jest w ostatnich tygodniach czymś, co jeszcze chwile temu wydawało się niewyobrażalnym. W tej chwili PLN jest jedną z najsłabszych walut, często przebija go tylko upadła lira, która chyba powinna powoli wypaść z koszyka EM. Kurs euro w 3 tygodnie poszybował o 15 groszy, a wspomnienie 4,57 zł wydaje się teraz ponurym żartem. W ten sposób dotarliśmy w okolice 4,72 zł, tym samym wyznaczając 12-letnie szczyty. Naprawdę znajdujemy się w niezwykłym momencie historii. Nie możemy zrobić nic innego, jak ostatnie maksima uznać za najbliższy opór. Mimo wszystko w ostatnich dniach złoty dostał wreszcie chwilę oddechu, wybijając dołem korytarz wzrostowy i schodząc poniżej 4,67 zł. To właśnie w tym miejscu powinniśmy szukać teraz najbliższego wsparcia. Część ekspertów wiąże ten zwrot ze słowną interwencją prezesa Glapińskiego, który wreszcie zaniepokoił się zachowaniem krajowej waluty. Jednak moim zdaniem zaufanie do naszej władzy monetarnej jest na tak niskim poziomie, że wypowiedzi szefa NBP należy uznać tylko za pretekst do korekty. Korekty, która powinna być czymś wręcz naturalnym przy tak mocnej wcześniejszej przecenie. Wytchnienie nie trwało jednak długo, a doniesienia o nowym wariancie koronawirusa ponownie wysysają kapitał z PLN. Kurs bardzo mocno odbija na północ i jeśli uda mu się wrócić w koleiny wcześniejszego korytarza wzrostowego, to trzeba będzie rozważać wybicie ostatnich szczytów. Wolę nawet nie myśleć i nie spekulować, gdzie może nas to doprowadzić…
Upadek złotegoSytuacja na eurodolarze, nieskoordynowane działania RPP, połączone z niezwykle chaotyczną komunikacją władzy monetarnej, wciąż oddalająca się perspektywa wypłaty unijnych środków i wreszcie sytuacja epidemiologiczna w kraju i pandemiczna na świecie. Polski złoty dźwiga na sobie ogromny ciężar i nie może dziwić, że się pod nim ugina. Skala przeceny naszej waluty jest w ostatnich tygodniach zatrważająca.
Jednak zanim przejdziemy do złotego, warto spojrzeć na zachowanie głównej pary walutowej świata, które w sporej mierze determinuje obraz PLN na rynku. Aprecjacja dolara trwa już tak naprawdę od początku września, ale w listopadzie mocno przyspieszyła. Spadek kursu EUR/USD w 3 tygodnie o 4 centy nie jest czymś obserwowanym często. Może w trakcie wybuchu jakiegoś kryzysu, w obliczu nowych i nieprzewidzianych zagrożeń, jednak w tej chwili nie mamy do czynienia z taką sytuacją. Dlatego za główny czynnik większość analityków w tej chwili podaje oddalanie się obu brzegów Atlantyku w kontekście polityki monetarnej. Fed rozpoczął już tapering, oczekuje się od niego podwyżek stóp procentowych w przyszłym roku. Za to EBC nie chce nawet słyszeć o jakimkolwiek zacieśnianiu i nic nie wskazuje na to, aby miało się ono wydarzyć szybciej niż w 2023-2024 roku. Dla kapitału jest to jasny sygnał, że powinien kierować się za ocean i tak też robi. Kurs pokonywał bez większych problemów kolejne poziomy i zatrzymał się dopiero przy 1,12 $, które należy w tym momencie uznać za realne wsparcie. W tej chwili możemy zauważyć wybicie górą z korytarza spadkowego i wyraźny sygnał w ucieczce na północ. W normalnych okolicznościach można by to uznać po prostu za odreagowanie, korektę, ale najnowsze informacje o bardzo niebezpiecznym, nowym wariancie koronawirusa dają nam trochę inną perspektywę. Co ciekawe, w obliczu zagrożenia dolar powinien pokazać swój walor safe haven, jednak nie tym razem. Dlaczego? Należy wrócić do kontekstu polityki monetarnej. Jeśli nowy wariant rzeczywiście okaże się tak groźny, jak wskazują pierwsze doniesienia, to może on wyraźnie wpłynąć na perspektywy globalnego i amerykańskiego odbicia gospodarczego. A wtedy Fed będzie zmuszony do przesunięcia w czasie swoich planów zmiany polityki monetarnej. A to w połączeniu z już tak silną pozycją dolara w ostatnim czasie powoduje odpływ kapitału z USD. Czy to już pewny zwrot? Moim zdaniem dopiero wyjście powyżej 1,135 $ będzie wyraźnym sygnałem do trwalszej zmiany trendu.
Mocne zamknięcie tygodniaJeszcze wczoraj zapowiadało się, że ten tydzień zakończy się relatywnie spokojnie. W wyniku wiadomości o nowej odmianie koronawirusa mamy jednak niespodziewaną promocję na złotego. Zwykle waluty nie brały udziału w Black Friday.
Korekta na dolarze po Święcie Dziękczynienia
Amerykanie świętowali wczoraj i było to widać na parach związanych z dolarem. Żeby było jeszcze nudniej to nawet zwyczajowy punkt programu w czwartki, czyli publikację danych o wnioskach o zasiłek dla bezrobotnych, przeniesiono na środę. Swoją drogą dzięki temu jednemu dniu mniej w danych mieliśmy w środę rekordowo dobry wynik od początku pandemii. Za tydzień jednak będziemy mieć wyjątkowo słaby, bo będzie dzień więcej. Dzisiejszy dzień zaczął się od dość wyraźnej przeceny dolara. Traci na wartości około pół centa na razie. Warto jednak pamiętać, że jesteśmy przed otwarciem rynków za oceanem, więc to się może jeszcze mocno zmienić.
Funt traci mimo danych
Poznaliśmy wczoraj wartość indeksu sprzedaży detalicznej w Wielkiej Brytanii. Co interesujące, mamy spadki funta pomimo lepszych od oczekiwań danych. Indeks wyniósł 39 punktów, co jest wzrostem o 4 punkty wyższym od i tak optymistycznych oczekiwań. W przypadku takich indeksów ciężko chwycić punkt odniesienia czy to dużo, czy mało. Warto jednak zwrócić uwagę, że jest to drugi najlepszy rezultat od początku pandemii. Nie zmienia to faktu, że funt jest w lekkim odwrocie w ostatnich dniach. Z drugiej strony w poprzednim tygodniu brytyjska waluta ustanowiła kolejne rekordy wartości względem euro od wyjścia ze struktur unijnych. Korekta po takim wydarzeniu nie jest niczym nadzwyczajnym.
Kolejna panika na giełdach?
Piątkowy poranek rozpoczął się od gwałtownego tąpnięcia na rynkach. Giełdy europejskie otworzyły się 2-3% niżej. Analitycy wiążą to z informacjami o nowej mutacji koronawirusa i potencjalnymi zagrożeniami dla gospodarki. Wraz ze spadkami na giełdach w dół idą też waluty rozwijających się państw. Traci zatem nie tylko polski złoty, ale również czeska korona i forint węgierski. W rezultacie tego ruchu euro ponownie osiągnęło 4,70 zł. Jak to często ma miejsce w sytuacjach silnych emocji, inwestorzy przenoszą swoje środki na franka. Nie może zatem dziwić, że frank znów atakuje poziom 4,50 zł.
W kalendarium danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Dolar już nie osłabia złotegoOstatnie umocnienia dolara nie pociągnęły za sobą osłabienia polskiej waluty. Złotówka zyskuje na fali spekulacji o działaniach RPP oraz zwykłej realizacji zysków z ostatniego ruchu.
Za oceanem bez zmian
Wczorajsze dane makroekonomiczne publikowane w USA nie były złe. Nie były jednak tak dobre, by uzasadniać pogłębianie ostatnich rekordów, a to właśnie miało miejsce. Dzień zaczął się od zgodnego z oczekiwaniami indeksu instytutu IFO w Niemczech. Następnie poznaliśmy rewizje danych o PKB w USA, która okazała się o symboliczne 0,1% niższa od oczekiwań. Zamówienia na dobra bez środków transportu pokryły się z oczekiwaniami, za to te na dobra trwałego użytku delikatnie spadły. Z drugiej strony odrobinę lepiej od oczekiwań wypadł raport na temat dochodów i wydatków Amerykanów oraz Raport Uniwersytetu Michigan. Jednym słowem odbyło się mniej więcej to, czego oczekiwali analitycy. Ciężko powiedzieć, dlaczego zatem dolar umocnił się o kolejne pół centa względem euro. Najwyraźniej inwestorzy uznali, że dane pozwalają utrzymać korzystny trend dla amerykańskiej gospodarki.
Złoty odzyskuje siły
Polska waluta drugi dzień z rzędu łapie oddech. Opublikowana wczoraj podaż pieniądza, która zresztą rośnie szybciej od oczekiwań, nie jest tutaj raczej odpowiedzialna za żaden istotny element tego ruchu. Najczęściej wskazywana jest realizacja zysków. Skoro euro podrożało o 2,5% w ciągu dwóch tygodni, to wielu inwestorom zaczęły puszczać nerwy i zaczęli sprzedawać chcąc zainkasować dobry zysk. Złotemu pomagają też członkowie RPP, którzy sugerują przyspieszenie wzrostu stóp procentowych.
Nowa Zelandia podnosi stopy
Wczoraj zgodnie z oczekiwaniami Nowa Zelandia podniosła stopy procentowe. Główna stawka wzrosła z 0,5% na 0,75%. Należy zwrócić uwagę, że powodem podwyżki, podobnie jak w innych krajach jest rosnąca inflacja. W tym wypadku wzrosła ona jednak zaledwie do 4,9%, co na tle innych krajów nie jest jeszcze dramatem. Rynki oczekiwały większej stanowczości, o czym najlepiej świadczy reakcja kursu dolara nowozelandzkiego, który wyraźnie traci względem swojego amerykańskiego kolegi. Co ciekawe, sam Królewski Bank Nowej Zelandii informuje o tym, że w przyszłym roku stopy procentowe powinny osiągnąć tam 2%, a docelowo sięgnąć 3%. Rynki spodziewały się jednak szybszych wzrostów, co spowodowało odwrót od dolara nowozelandzkiego.
W kalendarium danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.