35% wzrostu na walucie w ciągu doby?Najnowsze umocnienie liry względem głównych walut to jeden z najsilniejszych ruchów na walutach ostatnich lat. Podstawy są co prawda trochę wątpliwe i możemy się spodziewać, że lira przyniesie jeszcze dużo emocji.
Niespodzianka na lirze
Lira turecka nie jest szczególnie popularną walutą. Jednak piszemy o niej, dlatego że pomimo jej wagi dla polskiej gospodarki dzieje się tam ostatnio bardzo dużo. Wczoraj np. prezydent Erdogan na ostatniej konferencji prasowej zapowiedział nowy program mający zachęcić obywateli do inwestowania w lirze. Polegać on będzie na wyrównywaniu strat lokat w lirze względem tych walutowych. Analitycy szybko zwrócili uwagę, że to prosta droga do rozpędzenia drukarek do absurdu. Raz bowiem trzeba będzie wyrównać obywatelom oszczędności i utrata wartości pieniądza może być trudna do zatrzymania. Wątpliwe jest, by czymś takim przejmowano się w kraju, gdzie obniża się stopy procentowe, by walczyć z inflacją. Skoro rozwiązanie to ma spowodować katastrofę, to pewnie lira słabnie? Nic bardziej mylnego. Inwestorzy grający na osłabienie liry wpadli w panikę, obywatele masowo sprzedawali dolara, a kurs liry w ciągu 24h w szczytowym momencie umacniał się o 35%, zawstydzając nawet rynek kryptowalut.
Wraca strach na rynki
Rozwój koronawirusa w wariancie Omikron okazuje się silniejszy, niż dotychczas sądzono. Widać to przynajmniej po przedłużających się restrykcjach w kolejnych państwach. Z perspektywy Polski możemy tego nie odczuwać, natomiast kolejne kraje nakładają bardzo silne obostrzenia. To właśnie one są podstawą do korekty zapotrzebowania na ropę. W rezultacie w poniedziałek baryłka ropy w szczytowym momencie taniała o niemal 4 dolary. Dzisiaj po korekcie w górę wciąż jest 1,5 dolara poniżej piątkowego zamknięcia. Nie zmienia to faktu, że jeszcze we wspomniany piątek dane z USA mówiły o rosnącej liczbie odwiertów, co może sugerować dobre perspektywy dla tego rynku. Długoterminowe ceny kontraktów na ropę są jednak niższe niż obecnie, co wskazuje na oczekiwania stabilizacji cen.
Dobre dane z Polski
Wczoraj poznaliśmy dane na temat produkcji przemysłowej w Polsce. Wzrosła ona o 15,2% w ujęciu rocznym. To nie tylko bardzo dobry wynik, ale również rezultat wyraźnie powyżej oczekiwań wynoszących 8,5%. Jak widać, polska gospodarka ma się zupełnie dobrze, a polityka powodująca osłabienie lokalnej waluty z pewnością jej nie przeszkadza. Po tych danych złoty wczoraj zyskiwał na wartości, a dzisiaj jest najsilniejszy względem euro od środy. Nie można tego samego powiedzieć względem franka, gdyż strach przed Omikronem spowodował kolejne umocnienia tej waluty.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
EUR (Euro)
Euro znów atakuje 4,64 złW ostatnim tygodniu bariera 4,64 zł za euro była miejscem, do którego kurs wielokrotnie docierał, ale go nie przekroczył na stałe. Zobaczymy, jak będzie w tym tygodniu, szczególnie że przed świętami może być potencjalnie spokojniej na rynkach.
Średnia płaca powyżej 6000 zł brutto
Piątkowe dane GUS pokazały, że wynagrodzenia w Polsce rosną 9,8%. To jednak zaledwie 2% powyżej inflacji. Nie można zatem mówić o rewolucji w naszych płacach. Dodatkowo skoro taki wynik mieliśmy w listopadzie, to grudniowe dane, wliczając premie, mogą być już dwucyfrowe. W takim scenariuszu do powodów inflacji szybko dołączy presja rosnących płac. W tym samym czasie zatrudnienie wzrosło o 0,7%. Oznacza to, że pracujących w przedsiębiorstwach jest w Polsce już zaledwie 1,5% mniej niż przed pandemią.
Inflacja w strefie euro niemal 5%
Potwierdzają się scenariusze szybszego wzrostu cen w strefie euro. Wynosi on już 4,9%, co jest wynikiem niemal 3% niższym niż w Polsce, ale z drugiej strony wciąż bardzo wysokim. Pokazuje to jednak, jak bardzo globalny jest problem wzrostu cen. Drugim elementem, na który warto zwrócić uwagę, są skutki zastosowanej strategii walki z covidem. Polegała ona na zalaniu gospodarki pieniędzmi. Pozwoliła oczywiście utrzymać poziom PKB na atrakcyjnym poziomie. Nadmiar pieniądza i bardzo niskie stopy procentowe ku rozpaczy polityków wywołują jednak na rynkach dokładnie te procesy, co powinny, zgodnie z podręcznikami makroekonomii. Inwestorzy nie wierzą jednak w podwyżki stóp procentowych w Europie i w piątek masowo przenosili swoje inwestycje za ocean. W rezultacie przez chwilę za jedno euro płacono mniej niż dolara i dwanaście i pół centa.
Obniżki stóp w Chinach
W Państwie Środka doszło do symbolicznej obniżki 1-rocznej głównej stopy procentowej z 3,85% na 3,8%. Jest to stawka, w oparciu o którą rozliczana jest większość kredytów dla przedsiębiorstw. Stawka 5-letnia, na podstawie której rozliczane są kredyty hipoteczne, pozostała na niezmienionym poziomie. Najwyraźniej władze Chin nie chcą opierać rozwoju o sektor nieruchomości, z którym i tak mają duże problemy. Co ciekawe, Chiny nie mają obecnie problemów z inflacją, w związku z czym amortyzowanie słabszej koniunktury gospodarczej obniżką stóp wydaje się zrozumiałym rozwiązaniem.
W kalendarium danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Szwajcarzy nie martwią się inflacją W zupełnie inne tony uderzyli Szwajcarzy, którzy jednak cały czas nie muszą się martwić o inflację. Mogłoby się wydawać nawet, że czegokolwiek by Helweci nie zrobili i tak nie są w stanie wykreować u siebie nadmiernej inflacji. Tak jak nie za bardzo są w stanie zapanować nad własną walutą, która wbrew działaniom banku centralnego wciąż się umacnia. Jeszcze niedawno na parze CHFPLN byliśmy na historycznych szczytach (nie licząc poziomów intersession ze stycznia 2015 r.). Podobnie wygląda sytuacja wobec euro, gdzie frank jest na 6-letnich ekstremach. Stąd też utrzymanie skrajnie niskich stóp procentowych, które są najmocniej negatywne na świecie. Do tego kolejna zapowiedź możliwej interwencji na rynku walutowym w przypadku nadmiernego umocnienia się helweckiej waluty. Niewiele to zmienia, frank po krótkiej korekcie znowu wraca do wzrostów i nie można wykluczyć, że jeszcze w tym roku poszukamy nowych historycznych szczytów na parze ze złotym.
Euro w trendzie wzrostowyymGdzieś pośrodku tego wszystkiego staje Europejski Bank Centralny, który pomału próbuje się przefarbować na jastrzębią modłę, ale tak naprawdę nie idą za tym żadne zmiany w działaniu, czy choćby podejściu. Temat marcowego wygaszania programu skupu aktywów oprócz ładnego opakowania tak naprawdę nie wiele wnosi, skoro ma być on zastąpiony przez podobny instrument (choć faktycznie są szanse, że na mniejszą skalę). Co do stóp procentowych to oprócz oczywistego braku podwyżki, dostaliśmy kolejne zapewnienia, że w przyszłym roku nie ma co na nią liczyć. Rynek sam z siebie nadmuchał atmosferę zmiany i teraz stał się trochę zakładnikiem tej wizji. Wspólna waluta od 8 grudnia znajduje się w trendzie wzrostowym po tym, jak odbił od poziomu 4,575 zł. Od tego momentu podrożała już 6 groszy i powoli, acz konsekwentnie kieruje się ponownie w kierunku listopadowych szczytów przy 4,70 zł.
Euro znów rośnieNiedługo przyszło nam nacieszyć się relatywnie mocniejszą złotówką. Euro znów idzie w górę i wielu analityków zastanawia się, jak daleko ten ruch zajdzie. W tym tygodniu mamy jeszcze dwa najważniejsze posiedzenia banków centralnych. Spotyka się bowiem i EBC, i FED.
Złoty znów w odwrocie
Po przeszło tygodniu oscylowania wokół poziomu 4,60 zł za euro złotówka znów znajduje się w odwrocie. Na rynku nie ma bezpośrednich danych mogących jednoznacznie za to odpowiadać, aczkolwiek ogólny klimat jest wątpliwy. Z jednej strony jest strach przed możliwymi interwencjami walutowymi pod koniec roku. Z drugiej strony mgliste zapowiedzi podwyżek stóp procentowych nie zachęcają inwestorów do lokowania środków w Polsce. Nie może zatem dziwić, że znajdujemy się już na poziomie 4,64 zł za jedno euro.
Rynek pracy na Wyspach
Wielka Brytania po opuszczeniu Unii Europejskiej okazała się mieć kilka problemów, z których wcześniej nie zdawała sobie sprawy. Jednym z nich jest to, że w pewnych zawodach pracowało bardzo dużo obcokrajowców, których nie ma teraz za bardzo kto zastąpić. Dobrze pokazują to dane o liczbie otwartych ofert pracy. Przekracza ona 1,2 miliona, nie znaczy to wcale, że wszyscy mają pracę. Nie ma jej bowiem nadal 4,2% obywateli. Nie posiadają oni jednak chęci podjęcia zatrudnienia w tych zawodach lub też (jak ma to miejsce w przypadku bardzo medialnego problemu kierowców ciężarówek) kwalifikacji potrzebnych do pracy. Dla lepszego oddania skali, gdyby te stanowiska zostały zajęte, bezrobocie wynosiłoby nie 4,2%, a około 1,7%.
Kryptowaluty znów szukają dna
Po ostatnich szczytach wciąż jesteśmy świadkami odwrotu inwestorów od rynku kryptowalut. Najpopularniejsza kryptowaluta świata od szczytu w listopadzie na 68 000 dolarów spadła już ponad 20 000 dolarów i wcale nie musi to być koniec tego ruchu. Część inwestorów boi się powtórki sprzed 4 lat. Wówczas grudniowa przecena trwała realnie cały 2018 rok i zakończyła się spadkiem o około 80% od szczytów. Ryzyko powtórzenia tego scenariusza powoduje, że część inwestorów zamyka pozycje, co tylko pogłębia spadki.
W kalendarium danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:00 – Węgry – decyzja w sprawie stóp procentowych,
14:00 – Polska – bilans płatniczy,
14:30 – USA – inflacja producencka.
Ceny rosną nie tylko w PolsceNasze polskie 7,7% inflacji to owszem dużo, ale to wcale nie jest tak, że tylko Polska boryka się z wysoką inflacją. Można by oczywiście powiedzieć, że skoro wszędzie ceny rosną, to nie jest to problem wewnętrzny. Byłoby to słuszne, gdyby nie to, że większość państw wpadło w pułapkę wysokiej inflacji, podobnie jak Polska.
Inflacja w Europie
Piątek potwierdził dane z Niemiec. Inflacja w tym kraju wynosi zgodnie z oczekiwaniami 5,2%. Z kolei inflacja u naszych południowych sąsiadów wynosi 6%. Prognozy dla Czechów wynosiły 6,1%, więc to korzystne odchylenie względem oczekiwań. Pokazuje to, że problem inflacji jest nie tylko naszym problemem. Warto zauważyć, że strefa euro jeszcze nie zaczęła podnosić stóp procentowych, zatem niedługo może być tam naprawdę niewesoło. Chociaż trzeba pamiętać, że wciąż są takie kraje jak Malta, czy Portugalia, które mają inflację poniżej 2%.
Ceny rosną też za oceanem
Inflacja w USA jest obecnie najwyższa od 1982 roku. To prawie 40 lat. Poziom 6,8% jest czymś, co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe. Pozostałe dane z USA jednak napawają optymizmem. W rezultacie biorąc pod uwagę presję na wzrost stóp procentowych wywołaną przez rosnące ceny, mamy bardzo dużo powodów, by dolar ponownie umacniał się względem głównych walut. W tym tygodniu mamy posiedzenie Federalnego Komitetu Otwartego Rynku. O ile decyzja wydaje się pewna i skończymy na obniżaniu programu skupu aktywów o 15 mld dolarów miesięcznie, to interesujący będzie komunikat, który powinien zaadresować obecne problemy.
Kolejne problemy liry tureckiej
Lira turecka ma ostatnio duże problemy. Powody leżą ponownie w polityce monetarnej. W kraju w którym inflacja rośnie powyżej 20% w skali roku obniżane są stopy procentowe. Z jednej strony mamy działania prezydenta, który tylko potwierdza słuszność tej drogi. Z drugiej spanikowanych członków banku centralnego, którzy wiedzą, że nie wykonując poleceń głowy państwa ryzykują co najmniej stanowiskiem. W rezultacie w tym tygodniu spodziewana jest kolejna obniżka stóp procentowych. To z kolei powinno dalej napędzać inflację. Jak tak dalej pójdzie, to w pierwszym kwartale 2022 roku zobaczymy ponad 25% inflacji. Od początku roku lira turecka straciła 77% względem euro. Tak, tam nie powinno być przecinka.
W kalendarium danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
EUR/NOK Pozytywny szok cz.2Gdy rośnie awersja do ryzyka na rynkach finansowych to tradycyjnie obrywa się norweskiej koronie.
Jednak w długim horyzoncie to jedna z tych walut które powinny nadal zyskiwać z uwagi na utrzymujące się wysokie ceny gazu i ropy naftowej i prowadzoną aktualnie politykę monetarną.
Z kolei strefa euro coraz mocniej zaczyna odczuwać skutki kryzysu energetycznego i spowolnienia z Chin. Dzisiejsze słabe dane z Niemiec o zamówieniach w przemyśle potwierdzają tezę jakoby strefę miała ogarnąć stagflacja.
Aktualnie mamy moment rozładowania dużego natłoku pozycji po stronie długiej na koronie. Jeśli cena dojdzie do 10.10-10.12 będę szukał pozycji krótkich na tej parze.
Kilkunastoletnie maksima Podobny scenariusz, jak przy dolarze, był realizowany wobec euro. Z tą różnicą, że karty rozgrywane były jednak przez Amerykanów, więc wspólna waluta relatywnie mniej się umocniła względem złotego. Nie zmienia to jednak faktu, że udało się wyjść na kilkunastoletnie maksima i kurs EURPLN dochodząc do poziomu powyżej 4,70 zł, był najwyższym od 2009 roku. Tam została zarysowana formacja podwójnego szczytu, która zgodnie z teorią odwróciła trend. Udało się dzięki temu powrócić w okolice 4,60 zł. Należy przy tym pamiętać, że wbrew temu, co twierdzi prezes Glapiński, wciąż jesteśmy na ekstremalnie wysokich poziomach. Do tej pory pułap 4,50 zł był przebijany tylko w kryzysowych sytuacjach i przeważnie było to krótkotrwałe. Nie wiadomo skąd się wzięła teza, że złoty długoterminowo ma tendencje do aprecjacji, gdyż rzut oka na wykresy w dłuższej perspektywie absolutnie temu przeczy. Od 2010 roku kolejne dołki na parze EURPLN wypadają coraz wyżej i pokazują, jak wiele traci nasza waluta na przestrzeni lat. Co więcej, obecnie globalne tendencje również nie będą wspierać walut rynków wschodzących, zwłaszcza tych, które nie nadążają za inflacją.
RPP kreuje rynekWczorajszy dzień minął na czekaniu na decyzję w sprawie stóp procentowych w Polsce. Z jakiegoś powodu Rada Polityki Pieniężnej nie podaje godziny publikacji, tylko robią to z zaskoczenia.
Stopy w górę, ale nie dość
Na wczorajszym posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe o oczekiwane przez większość analityków 0,5%. Biorąc jednak pod uwagę obecną sytuację na rynku, większość inwestorów liczyła, że ponownie wzrost wyniesie 0,75%, by zamknąć rok chociaż równym 2%. W rezultacie podwyżki główna stopa procentowa wynosi 1,75% i jest o imponujące 6% niższa niż inflacja. Po poprzednich podwyżkach nadwyżka inflacji była mniejsza, zatem problem się wręcz powiększa. O tym, że inwestorzy oczekiwali większego wzrostu, najlepiej jak zawsze świadczy rynek walutowy. Po decyzji złoty osłabiał się względem euro o około 3 grosze.
Posiedzenie prezesa NBP
Dzisiaj o godzinie 15:00 prezes NBP wystąpi na konferencji prasowej. Ostatnie takie wydarzenia miały bardzo istotny wpływ na rynki walutowe. Nie inaczej powinno być w tej chwili. Jeszcze niedawno opowiadał o konieczności poczekania na efekty podwyżek stóp procentowych, dzisiaj z kolei mamy już wyższe poziomy. Jeżeli na konferencji będziemy słuchać o serii podwyżek, powinno to wpływać korzystnie na wycenę złotego. Z drugiej strony, jeżeli będziemy słuchać o tym, że szczyt inflacji jest w styczniu, a potem ona i tak będzie spadać, więc dalsze działania nie są potrzebne, to może się okazać, że złoty będzie przeceniany.
Nie tylko polski bank centralny
Wczoraj poznaliśmy decyzję zarówno indyjskiego banku centralnego, jak i kanadyjskiego. W obydwóch przypadkach zgodnie z oczekiwaniami stopy procentowe pozostały na niezmienionym poziomie. Nie miało to większego wpływu na rynki, gdyż panowała zgoda, co do tego kierunku ruchu. Jest to szczególnie silne w Kanadzie, która mocno dostosowuje swoją politykę do swojego jedynego sąsiada. W USA zgodnie z obecnymi ankietami należy się spodziewać podwyżek dopiero za ponad pół roku. Co wcale nie znaczy, że jeżeli sytuacja będzie się poprawiać, nie podniosą stóp procentowych szybciej.
W kalendarium danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – wnioski o zasiłek dla bezrobotnych.
Czy stopy procentowe wzrosną o 0,5%?Dzisiaj najprawdopodobniej najważniejsze wydarzenie dla złotego w tym tygodniu jak nie w miesiącu. Jedynym kontrkandydatem jest jutrzejsza konferencja prasowa prezesa NBP.
Dzisiaj posiedzenie RPP
Późnym popołudniem powinniśmy poznać decyzję w sprawie stóp procentowych. Analitycy oczekują wzrostu stóp o 0,5% w górę, co teoretycznie jest dużą zmianą. W praktyce jednak to mniej niż wzrosła w ciągu miesiąca inflacja. Rynki, patrząc przynajmiej na stawki WIBOR, które w ostatnich dwóch tygodniach wzrosły proporcjonalnie, mogą mieć apetyt na jeszcze więcej. Jest bowiem spory rozdźwięk, pomiędzy tym, co powinno się zrobić przy inflacji wynoszącej 7,7%, a zadziwiającymi wypowiedziami prezesa NBP, czy niektórych jego członków. Uważają oni, że skoro w innych państwach inflacja też jest wysoka to znaczy, że zależy od czynników zewnętrznych i pojawiają się głosy, że może należy ją przeczekać.
Inflacja w Europie
Polskie 7,7% faktycznie brzmi źle i takiej jest. Problem ten ma jednak nie tylko Polska. Z postsowieckich członków UE mniej ma tylko Łotwa – 6%. Litwa i Estonia mają odpowiednio 9,2% i 8,8%. W całej Unii więcej od nas oprócz tych państw mają jeszcze Rumunii, dzięki czemu nie jesteśmy na podium. Cała strefa euro ma obecnie inflację na poziomie 4,9%, co pokazuje, że nasze ceny względem zachodu rosną o niecałe 3%, to i tak wyjątkowo dużo. Problem wzrostu cen nie jest jednak tylko problemem zachodu. Białoruś i Ukraina przekraczają 10%, a Rosja przekroczyła już 8% i dzisiaj poznamy wskaźnik za listopad. Jak widać, problem inflacji jest problemem globalnym. Drukując pieniądze, wymyśliliśmy lekarstwo na kryzys covidowy dla gospodarki i niechcący wepchnęliśmy ją w inny poważny problem.
Bilans handlowy w USA
W październiku deficyt handlowy USA wyniósł niemal dokładnie zgodnie z oczekiwaniami 67,1 mld USD. Kwota, jak każda duża wartość, jest trudna w interpretacji. Można ją jednak inaczej przedstawić. Import towarów do USA był o 30% wyższy od eksportu z USA. To pokazuje pewną skalę nierównowagi. Z drugiej strony wczorajszy wynik to najniższy deficyt handlowy od grudnia zeszłego roku. Problem w tym, że umacniający się dolar raczej nie poprawi tego bilansu. Mocniejsza waluta będzie sprzyjać bowiem zdecydowanie bardziej importerom, którzy będą mogli uzyskiwać przewagę kosztową nad produkcją krajową. Mechanizm ten jest pewnym ograniczeniem dla nadmiernego umocnienia się dolara. Zbyt mocny dolar pogorszy wyniki gospodarcze, a te powinny osłabić dolara wówczas.
W kalendarium danych makroekonomicznych brak ważnych danych.
Nawrót optymizmu na rynekTydzień rozpoczął się od powrotu inwestorów w stronę inwestycji bardziej ryzykownych. Polski złoty odbił się wprawdzie już w zeszłym tygodniu, teraz w górę idą m.in. surowce energetyczne.
Poprawa nastrojów na rynkach
Pomimo rosnącej liczby zachorowań w wielu krajach na świecie na rynkach poprawiają się nastroje. Wzrost optymizmu widać przynajmniej po odbiciu na rynku ropy naftowej. Od początku tygodnia czarne złoto podrożało już 4 dolary za baryłkę, co świadczy o wzroście optymizmu na rynku. W górę poszło też euro względem franka. Para ta jest typowym barometrem nastrojów rynkowych. Im mniej ryzyk na rynkach tym bardziej inwestorzy uciekają z bezpiecznych przystani, co powoduje, że euro odrabia straty względem franka. Ruch ten powoduje, że przy relatywnie stabilnym złotym, względem euro, frank trochę tanieje.
Chiny znów przyspieszają
Nocne dane z Państwa Środka pokazały, że kraj ten mimo pandemii wyraźnie wraca do dawnej chwały. Zarówno eksport, jak i import rosną szybciej od oczekiwań. Wartości tych danych są, jak to często ma miejsce w przypadku Chin, imponujące. Import rośnie o 31,7% a eksport o 22%. Można oczywiście zauważyć, że poprzedni rok był bardzo słaby w covidzie i być może jest to korekta. Problem w tym, że dane zeszłoroczne były bardzo bliskie zera, nie jest to zatem odbicie po spadkach.
Australia nie zmienia stóp procentowych
Dzisiaj w nocy Królewski Bank Australii podjął decyzję w sprawie utrzymania stóp procentowych na niezmienionym poziomie. Analitycy zwracają jednak uwagę na zmianę w komunikacie do decyzji. Zamiast informacji o potrzebie czekania i cierpliwości decydentów pojawiła się informacja o poprawiającej się sytuacji gospodarczej. W rezultacie inwestorzy zaczęli kupować dolara australijskiego, wierząc, że oznacza to szybszy wzrost stóp procentowych. Waluta Australii poszła w górę po tych danych około 1%.
W kalendarium danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
11:00 – strefa euro – PKB,
11:00 – Niemcy – indeks Instytut ZEW,
14:30 – USA – bilans handlu zagranicznego.
Złoty zyskuje, kryptowaluty tracąOstatnie dane makroekonomiczne znów zaczynają przesuwać zainteresowanie inwestorów na drugą stronę oceanu. Lepsze dane z rynku pracy w USA wyraźnie wygrywają ze spadkiem zamówień w Niemczech. Weekendowa przecena kryptowalut.
Dobre dane za oceanem
Piątkowe dane z rynku pracy w USA z jakiegoś powodu często oceniane są w mediach jako złe. Powodem jest skupienie się na mniejszej od oczekiwań liczbie miejsc pracy. Podejście to ma jedną istotną wadę. W tym samym czasie bezrobocie spadło z 4,6% na 4,2%. Biorąc pod uwagę, że nowe miejsca pracy są w sumie jednym z czynników wpływających na bezrobocie, skupianie się na nich a nie na bezrobociu wydaje się stratą czasu. Należy pamiętać, że o ile faktycznie mniej miejsc pracy powstało, to przez ostatni miesiąc również liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych była wyjątkowo niska. Najwyraźniej rynek pracy się stabilizuje, co jest ogólnie bardzo dobrą wiadomością.
Słabsze dane z Niemiec
Dzisiaj nad ranem poznaliśmy dane na temat zamówień w przemyśle po drugiej stronie Odry. Niemcy mają wyraźny problem, gdyż w skali roku zamówienia spadły o 6,9%, podczas gdy oczekiwano symbolicznego spadku o 0,5%. Po tych danych euro znajduje się w odwrocie, zarówno względem dolara na rynkach globalnych, jak i względem złotego. Słabsze dane ze starego kontynentu połączone z dobrymi danymi z USA najprawdopodobniej znów powodują ucieczkę kapitału za ocean.
Niespodziewana wyprzedaż bitcoina
W weekend doszło do gwałtownych spadków na rynku kryptowalut. Nie do końca wiadomo, co było powodem tego ruchu, ale w nocy z piątku na sobotę (czasu europejskiego), a w piątkowy wieczór (czasu amerykańskiego) doszło do gwałtownej wyprzedaży najpopularniejszej kryptowaluty. Część analityków wskazuje, że mogła to być działalność jakiegoś funduszu zlokalizowanego na zachodnim wybrzeżu USA. Tak duży pakiet jednak w godzinach, gdzie większość traderów nie jest aktywna, spowodował jednak istotną przecenę. Zaczęła się ona zresztą już w piątek wieczorem, ale wtedy bitcoin spadł o „zaledwie” 4000 dolarów, kolejny ruch dołożył jeszcze 8000 dolarów spadku. Obecnie cena się stabilizuje, ale rynek jest wciąż 9000 dolarów niżej niż na piątkowym otwarciu.
W kalendarium danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Z piekła do niebaZ piekła do nieba, tak można skwitować zachowanie złotego na parze z euro. Listopad to porzucenie jakichkolwiek szyków obronnych przez krajową walutę, dzięki czemu wyznaczone zostały 12-letnie szczyty powyżej 4,72 zł. Później nastąpiło pewne odreagowanie (mocno powiązane z obrazem EUR/USD), które nie trwało długo, ponieważ kurs euro ponownie wybił się ponad 4,70 zł. Był to jednak ostatni objaw słabości PLN, który następnie przystąpił do zdecydowanej kontry. W tych ostatnich maksimach można było doszukać się nawet objawów formacji podwójnego szczytu, która zwiastowała trwalszą zmianę trendu w kierunku południowym. Do takowej doszło, a to co krajowa waluta straciła w trzy tygodnie, odzyskała w tydzień. Imponujące odwrócenie sytuacji na EUR/PLN. Obecnie obserwujemy (wydaje się skuteczną) próbę wybicia 4,60 zł. Jeżeli kurs euro nie zatrzyma się w okolicach 4,58 zł, to szybko może dojść do obrony 4,55 zł. Zasadniczo widzę dwa zagrożenia dla realizacji scenariusza dalszego umocnienia złotego. Po pierwsze tak gwałtowny ruch, jak w ostatnich dniach, może wywołać mocną i poniekąd naturalną korektę. W takim wypadku pierwszym kluczowym oporem może się okazać dopiero rejon powyżej 4,66 zł. Po drugie oczekiwana kolejna podwyżka stóp procentowych przez RPP (posiedzenie już w przyszłym tygodniu) połączoną ze zmianą retoryki przez NBP i prezesa Glapińskiego może być już w dużym stopniu zdyskontowana i nie okaże się znaczącym wsparciem dla PLN.
Przygotowanie do burzyNa rynku znacznie spokojniejszy piątek niż tydzień temu. Omikron okazał się nie aż tak straszny, co nie znaczy, że można go bagatelizować. Za tydzień jednak powinien ustąpić miejsca w wiadomościach decyzji RPP.
Poprawa nastrojów za oceanem
Wczoraj zobaczyliśmy wyraźnie lepsze od oczekiwań dane z amerykańskiego rynku pracy. Tamtejszy rynek pracy pomimo wyraźnego ciosu na początku pandemii bardzo sprawnie wraca w stronę rekordowych poziomów. W ciągu roku bezrobocie spadło z 6,7% na 4,6%, a patrząc na obecne dane to nie powinien być koniec tej tendencji. Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych kolejny tydzień znajduje się na poziomach, których nie powstydziłby się ten wskaźnik przed pandemią. 222 tysiące wniosków to po prostu dobry wynik. Do tego Raport Challengera, informujący o planowanej liczbie zwolnień pokazuje najniższy wynik od początku pandemii. Nie może zatem dziwić, że dolar wczoraj odrobił trochę strat względem euro.
W Europie bez zmian
Lepsze dane z amerykańskiego rynku pracy mocno pomagają dolarowi. Nie można analogicznie powiedzieć o strefie euro. Bezrobocie wynosi w imponujące 7,3%, a w wielu krajach pojawiają się realne problemy. Dobrym przykładem są przynajmniej Włochy. Stopa bezrobocia wynosi tam po wzroście o 0,2% w ciągu miesiąca aż 9,4%. Nie może zatem dziwić, że decydenci w Europejskim Banku Centralnym mocno obawiają się wpływu na gospodarkę końca rekordowo niskich stóp procentowych. Z drugiej strony aż strach pomyśleć, jak gospodarki południa kontynentu by sobie radziły po wzroście stóp procentowych. Analitycy nieprzypadkowo spodziewają się, że w 2022 EBC nie zacieśni polityki monetarnej.
Co zrobi Rada Polityki Pieniężnej?
Na rynku polskiego złotego tematem numer jeden jest obecnie przyszłotygodniowe posiedzenie RPP. Inwestorzy oczekują wzrostu o minimum 0,5% do 1,75%, aczkolwiek biorąc pod uwagę, że inflacja rośnie zdecydowanie szybciej, wiele osób wskazuje na konieczność przyspieszenia podwyżek. Skoro inflacja w ciągu miesiąca rośnie o 0,9%, to znaczy, że realna stopa procentowa nawet po podwyżce o 0,5% spadnie o kolejne 0,4%. Wypowiedzi prezesa NBP wskazują na scenariusz jeszcze ostrożniejszy. Z drugiej strony nie decyduje on sam, a RPP stworzyła już “warunki, bez których uruchomienie tarcz antyinflacyjnych byłoby niemożliwe”. Czeka nas ciekawy tydzień.
W kalendarium danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – stopa bezrobocia,
16:00 – USA – zamówienia na dobra.
Złoty znów poniżej 4,60 złW ciągu tygodnia złoty umocnił się o ponad 10 groszy względem euro. Dzieje się to w czasach, gdy pandemia nie tylko coraz bardziej zamyka nas w domach, ale stara się w brutalny sposób uczyć greckiego alfabetu.
Podejrzanie dobre nastroje w Polsce
Ostatni tydzień na rynkach walutowych, a szczególnie na parach złotowych, jest dla wielu analityków dużą niespodzianką. Złotemu pomagają trochę dane makroekonomiczne, ale nie uzasadniają one aż tak dużego umocnienia. Wczoraj doszedł lepszy od oczekiwań indeks PMI dla przemysłu. Był on jednak lepszy o raptem 0,4 pkt, to nie jest zmiana uzasadniająca 3 groszowe umocnienie względem euro. Z drugiej strony wczorajsze dane na temat zarówno liczby zachorowań, jak i śmierci z powodu COVID okazały się najwyższe od początku tej fali pandemii.
Indeksy PMI
Indeksy PMI dla przemysłu w innych krajach nie zawsze wyglądały tak dobrze, jak w Polsce. Pomimo niespodziewanego wzrostu we Francji łączny rezultat dla strefy euro znalazł się o 0,2 pkt poniżej oczekiwań. Wielka Brytania znalazła się o 0,1 pkt poniżej oczekiwań. W obu przypadkach był to jednak wzrost względem poprzedniego miesiąca. Interesująca była sytuacja w USA, gdzie równolegle niemal opublikowano raport PMI oraz ISM dla przemysłu i jeden wskazuje na spadek, a drugi na wzrost optymizmu. Są to jednak nieznaczne zmiany, które w specyfice badań ankietowych się często zdarzają. Dane te pozwoliły jednak na pewną stabilizacją cen na głównej parze walutowej świata, która wczoraj miała wyjątkowo niską zmienność.
Ropa znów w dół
Jeszcze kilka tygodni temu inwestorzy ekscytowali się rozważaniami, czy ropa naftowa przebije do końca roku próg 100 dolarów za baryłkę. Było to o tyle dziwne, że kontrakty długoterminowe oscylowały wówczas poniżej 70 dolarów. Dzisiaj są za 60, co sugeruje, że w dalszej perspektywie inwestorzy oczekują raczej stabilizacji cen z lekką dalszą obniżką niż powrotu do wzrostów. Powodem tych zmian jest obecnie przede wszystkim nowy wariant koronawirusa, który powoduje, że dotychczasowe prognozy wzrostu gospodarczego są szybko weryfikowane w dół.
W kalendarium danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – wnioski o zasiłek dla bezrobotnych.
Dalsze umocnienie złotegoPomimo pojawienia się nowej odmiany koronawirusa złoty odzyskuje część wartości. Powodem jest kolejny gwałtowny wzrost inflacji, który sugeruje dalsze podwyżki stóp procentowych.
Złotówka znów się umacnia
Polska waluta ma obecnie bardzo dobrą passę. Tym razem zawdzięcza ją w sporej części danym makroekonomicznym. Można by powiedzieć, że to sukces naszej polityki gospodarczej. Po części na pewno, bo wzrost PKB na poziomie 5,3% w skali roku można tak interpretować. Tym bardziej, że jest wyższy o 0,2% od oczekiwań. Problemem jest to, że są to dane z 3 kwartału, a inflacja wynosząca 7,7% to odczyt wstępny za listopad i sukcesem z pewnością nie jest. Analitycy spodziewali się wyniku o 0,3% niższego, ale to nadal poważny problem. Tak wysoko rosnące ceny powodują jednak, że inwestorzy nie wierzą w opowieści części członków RPP o możliwości utrzymania stóp procentowych na niezmienionym poziomie. To właśnie pod tę decyzję, która podjęta ma być dokładnie za tydzień, inwestorzy obecnie kupują złotego.
Nie tylko zasługa złotego
Nie można upraszczać obecnego umocnienia złotego tylko do lokalnego podwórka. Zejście cen euro z okolic 4,71 zł poniżej 4,65 zł w ciągu raptem czterech dni to z pewnością sukces. Zbliżone sukcesy odnoszą jednak zarówno Węgry, jak i Czechy. Owszem w ostatnich dniach dane makroekonomiczne z tych krajów nie powinny przeszkadzać ich walutom, aczkolwiek ruch na szerokim rynku wydaje się ważniejszy. W tym samym czasie mieliśmy wyraźną przecenę dolara względem euro i to ten ruch spowodował powrót kapitału na naszą stronę Oceanu. Środki, które lądowały w strefie euro płynęły również do gospodarek ościennych, co spowodowało wzrosty kursów walut.
Powell straszy rynek
Wczoraj na rynku sporo zamieszania zrobiły wypowiedzi prezesa FED Jerome Powella. Wynikało z nich, że w obecnej sytuacji nie tylko wątpliwe jest przyspieszenie podnoszenia stóp procentowych, ale nawet obecna redukcja programu skupu aktywów. Narracja ta doprowadziła do przecenienia wczoraj dolara do poziomu 1,1380 dolara za jedno euro. Tam jednak znalazło się wielu inwestorów skłonnych sprzedawać euro i w ciągu kilku godzin mieliśmy ruch najpierw o 1% w dół, po czym stopniowy powrót większości tego osłabienia. Jak widać inwestorzy nie wierzą w dalsze osłabienie dolara i traktują obecne górki jako atrakcyjne momenty, by dokupić waluty. Wielu inwestorów liczy na dzisiejsze wystąpienie prezesa FED i wskazanie pewnych kierunków działań.
W kalendarium danych makroekonomicznych brak ważnych danych.
Korekta piątkuW promocjach na Black Friday niespodziewanie wzięła udział ropa naftowa. Surowce ulegały przecenie głównie ze względu na strach związany z pojawieniem się nowego wariantu COVID. Dzisiaj mamy lekkie odbicie, nie zmienia to faktu, że na rynki wrócił strach.
Odbicie od rana
Piątkowa sesja odbywała się pod dyktando paniki. Inwestorzy wycofywali się z ryzykownych biznesów, bojąc się, jakie informacje przyniesie weekend. Brak eskalacji negatywnych informacji o wariancie COVID, zwanym obecnie Omikron powoduje, że dzisiaj od rana widzimy odbicie na wielu rynkach. Dobrze widać to szczególnie na ropie naftowej. Surowiec, kwotowany w USA w piątek, spadł o imponujące 10 dolarów za baryłkę. Dzisiaj rynek dotarł już 4 grosze powyżej piątkowego dołka. Odbicie widać również na walutach. Nie ma go jednak na większości rynków akcyjnych, które dzisiaj rozpoczęły dzień w okolicach zera, utrzymując z grubsza poziomy piątkowe.
Odbicie złotego
Złotówka ma dzisiaj dobry dzień. Kurs oscyluje w okolicach 4,70 zł za euro, co nie jest oczywiście marzeniem Polaków, planujących zagraniczne wyjazdy narciarskie, czy zakupy za granicą. Z drugiej strony w piątek sięgaliśmy 4,72 zł. Odbicie jest mniej widoczne na franku szwajcarskim. W dobie większego ryzyka po raz kolejny inwestorzy postanowili przenieść swoje środki na franka. W rezultacie frank umacnia się względem euro, ustanawiając kolejne maksima kursowe na tej parze od 2015 roku. Jest to bardzo zła wiadomość dla kredytobiorców frankowych. Grupa ta niestety regularnie jest ofiarami negatywnych zmian na rynkach.
Grudniowe posiedzenie RPP
Ostatnia korekta cen surowców powoduje, że wśród członków RPP znów pojawiają się opinie o przejściowym charakterze obecnego wzrostu cen. Gdyby głosy te się utrzymały, moglibyśmy na grudniowym posiedzeniu zobaczyć nawet brak zmian stóp procentowych. Patrząc na stawki WIBOR, rynki spodziewają się, że stopy procentowe będą dalej rosły. W rezultacie brak podwyżek stóp procentowych byłby prawdopodobnie odebrany na rynkach, jako sygnał do wyraźnej przeceny polskiego złotego. Z jednej strony byłaby to korekta pozycji czekających na podwyżki. Z drugiej strony potwierdzenie scenariusza długotrwałej inflacji, a ta z kolei działa negatywnie na kurs waluty.
W kalendarium danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Frankowicze zasmuceni Na koniec smutna historia dla frankowiczów, którym nie ma czego zazdrościć. Kurs franka miesiąc zaczynał lekko powyżej 4,32 zł, co i tak już było dosyć bolesnym doświadczeniem dla kredytobiorców. To jednak był dopiero początek ich problemów. Zgodnie z zachowaniem PLN wobec wszystkich głównych walut, także w przypadku CHF zobaczyliśmy równię pochyłą. Kurs franka zgodnie z pewną piosenką uwierzył, że może latać i poszybował w kierunku 4,50 zł. Jednak nawet ten poziom nie był dla niego wystarczający i postanowił wypróbować się z 4,51 zł. Tym samym w praktyce wyznaczył historyczne szczyty. Ktoś może zarzucić, że w tzw. czarny czwartek (gdy kilka lat temu Szwajcarski Bank Narodowy zaprzestał obrony swojej waluty) były nawet wyższe piki, ale to była szokowa i krótkotrwała reakcja. W tej chwili mamy do czynienia z o wiele trwalszą sytuacją, oczywiście z niekorzyścią dla złotego. Co prawda także w przypadku tej pary PLN dostał przez chwilę dawkę tlenu i kurs zszedł w pobliże 4,45 zł, ale nie trwało to długo. Rynkowy risk off na koniec tygodnia brzmi jak wyrok dla złotego. Z jednej strony wysysa on kapitał z walut rynków wschodzących, a z drugiej nie kieruje się w stronę dolara, tylko do innych safe haven, w tym CHF. Jeżeli dojdzie do wybicia ostatnich szczytów, to nie czuję się władny w określaniu możliwości wyznaczenia nowych historycznych maksimów. Oby na rynki wróciło opamiętanie…
"Zielony" traci moc Jeszcze poważniejsza przecena dostrzegalna jest na USD/PLN. Nie powinno to dziwić przy takiej mocy „zielonego” na szerokim rynku. Kurs dolara zaczynał listopad w okolicy 3,94 zł i jeszcze wtedy wszyscy się zastanawiali, czy lub kiedy dojdzie do wybicia okrągłych 4 zł. Z perspektywy czasu takie rozważania należy uznać za śmiech rzeczywistości z oczekiwań. Kurs wystrzelił na północ jak rakieta i nie brał żadnych jeńców. To po prostu historia upadku złotego w przepaść. W ten sposób w 3 tygodnie pokonaliśmy dystans 25 groszy! Zatrzymaliśmy się dopiero lekko poniżej 4,20 zł, wyznaczając równocześnie tegoroczne maksima i najbliższy opór. Na szczęście dla złotego USD na razie wyczerpał paliwo do dalszej aprecjacji i kurs dolara znalazł się obecnie w trendzie bocznym, który od góry ograniczony jest ostatnim szczytem, a od dołu wspierają go okolice 4,16 zł. Jeżeli doszłoby do zejścia poniżej tego poziomu, to możliwy jest marsz w kierunku nawet 4,10 zł. Jednak na ten moment jest to mało prawdopodobny scenariusz. Już szybciej należy spodziewać się wybicia górą, które wtedy może zwiastować próbę podejścia do 4,30 zł (maksima z początku pandemii). Najgorsze w tej sytuacji jest to, że prawie nic nie zależy od złotego, a wiele jest w rękach dolara i to on będzie rozdawał karty. W mojej opinii nawet kolejna podwyżka stóp procentowych w Polsce może mieć żadne albo chwilowe przełożenie na pozycję PLN. Wszystko przez bliską zeru wiarygodność naszej władzy monetarnej. Ma ona jednak w ręku pewne narzędzie, a mianowicie fizyczną interwencję na rynku walutowym. Takowej zresztą dokonał bank centralny pod koniec zeszłego roku, ale wtedy chodziło o osłabienie złotego, dzięki czemu NBP mógł wpłacić większy zysk do budżetu państwa. Przy ogłoszonych właśnie nowych wydatkach rządowych związanych z tarczą antyinflacyjną odwrotny ruch wydaje się coraz mniej możliwy.
Przecena złotegoPrzecena złotego jest w ostatnich tygodniach czymś, co jeszcze chwile temu wydawało się niewyobrażalnym. W tej chwili PLN jest jedną z najsłabszych walut, często przebija go tylko upadła lira, która chyba powinna powoli wypaść z koszyka EM. Kurs euro w 3 tygodnie poszybował o 15 groszy, a wspomnienie 4,57 zł wydaje się teraz ponurym żartem. W ten sposób dotarliśmy w okolice 4,72 zł, tym samym wyznaczając 12-letnie szczyty. Naprawdę znajdujemy się w niezwykłym momencie historii. Nie możemy zrobić nic innego, jak ostatnie maksima uznać za najbliższy opór. Mimo wszystko w ostatnich dniach złoty dostał wreszcie chwilę oddechu, wybijając dołem korytarz wzrostowy i schodząc poniżej 4,67 zł. To właśnie w tym miejscu powinniśmy szukać teraz najbliższego wsparcia. Część ekspertów wiąże ten zwrot ze słowną interwencją prezesa Glapińskiego, który wreszcie zaniepokoił się zachowaniem krajowej waluty. Jednak moim zdaniem zaufanie do naszej władzy monetarnej jest na tak niskim poziomie, że wypowiedzi szefa NBP należy uznać tylko za pretekst do korekty. Korekty, która powinna być czymś wręcz naturalnym przy tak mocnej wcześniejszej przecenie. Wytchnienie nie trwało jednak długo, a doniesienia o nowym wariancie koronawirusa ponownie wysysają kapitał z PLN. Kurs bardzo mocno odbija na północ i jeśli uda mu się wrócić w koleiny wcześniejszego korytarza wzrostowego, to trzeba będzie rozważać wybicie ostatnich szczytów. Wolę nawet nie myśleć i nie spekulować, gdzie może nas to doprowadzić…
Upadek złotegoSytuacja na eurodolarze, nieskoordynowane działania RPP, połączone z niezwykle chaotyczną komunikacją władzy monetarnej, wciąż oddalająca się perspektywa wypłaty unijnych środków i wreszcie sytuacja epidemiologiczna w kraju i pandemiczna na świecie. Polski złoty dźwiga na sobie ogromny ciężar i nie może dziwić, że się pod nim ugina. Skala przeceny naszej waluty jest w ostatnich tygodniach zatrważająca.
Jednak zanim przejdziemy do złotego, warto spojrzeć na zachowanie głównej pary walutowej świata, które w sporej mierze determinuje obraz PLN na rynku. Aprecjacja dolara trwa już tak naprawdę od początku września, ale w listopadzie mocno przyspieszyła. Spadek kursu EUR/USD w 3 tygodnie o 4 centy nie jest czymś obserwowanym często. Może w trakcie wybuchu jakiegoś kryzysu, w obliczu nowych i nieprzewidzianych zagrożeń, jednak w tej chwili nie mamy do czynienia z taką sytuacją. Dlatego za główny czynnik większość analityków w tej chwili podaje oddalanie się obu brzegów Atlantyku w kontekście polityki monetarnej. Fed rozpoczął już tapering, oczekuje się od niego podwyżek stóp procentowych w przyszłym roku. Za to EBC nie chce nawet słyszeć o jakimkolwiek zacieśnianiu i nic nie wskazuje na to, aby miało się ono wydarzyć szybciej niż w 2023-2024 roku. Dla kapitału jest to jasny sygnał, że powinien kierować się za ocean i tak też robi. Kurs pokonywał bez większych problemów kolejne poziomy i zatrzymał się dopiero przy 1,12 $, które należy w tym momencie uznać za realne wsparcie. W tej chwili możemy zauważyć wybicie górą z korytarza spadkowego i wyraźny sygnał w ucieczce na północ. W normalnych okolicznościach można by to uznać po prostu za odreagowanie, korektę, ale najnowsze informacje o bardzo niebezpiecznym, nowym wariancie koronawirusa dają nam trochę inną perspektywę. Co ciekawe, w obliczu zagrożenia dolar powinien pokazać swój walor safe haven, jednak nie tym razem. Dlaczego? Należy wrócić do kontekstu polityki monetarnej. Jeśli nowy wariant rzeczywiście okaże się tak groźny, jak wskazują pierwsze doniesienia, to może on wyraźnie wpłynąć na perspektywy globalnego i amerykańskiego odbicia gospodarczego. A wtedy Fed będzie zmuszony do przesunięcia w czasie swoich planów zmiany polityki monetarnej. A to w połączeniu z już tak silną pozycją dolara w ostatnim czasie powoduje odpływ kapitału z USD. Czy to już pewny zwrot? Moim zdaniem dopiero wyjście powyżej 1,135 $ będzie wyraźnym sygnałem do trwalszej zmiany trendu.
Dolar już nie osłabia złotegoOstatnie umocnienia dolara nie pociągnęły za sobą osłabienia polskiej waluty. Złotówka zyskuje na fali spekulacji o działaniach RPP oraz zwykłej realizacji zysków z ostatniego ruchu.
Za oceanem bez zmian
Wczorajsze dane makroekonomiczne publikowane w USA nie były złe. Nie były jednak tak dobre, by uzasadniać pogłębianie ostatnich rekordów, a to właśnie miało miejsce. Dzień zaczął się od zgodnego z oczekiwaniami indeksu instytutu IFO w Niemczech. Następnie poznaliśmy rewizje danych o PKB w USA, która okazała się o symboliczne 0,1% niższa od oczekiwań. Zamówienia na dobra bez środków transportu pokryły się z oczekiwaniami, za to te na dobra trwałego użytku delikatnie spadły. Z drugiej strony odrobinę lepiej od oczekiwań wypadł raport na temat dochodów i wydatków Amerykanów oraz Raport Uniwersytetu Michigan. Jednym słowem odbyło się mniej więcej to, czego oczekiwali analitycy. Ciężko powiedzieć, dlaczego zatem dolar umocnił się o kolejne pół centa względem euro. Najwyraźniej inwestorzy uznali, że dane pozwalają utrzymać korzystny trend dla amerykańskiej gospodarki.
Złoty odzyskuje siły
Polska waluta drugi dzień z rzędu łapie oddech. Opublikowana wczoraj podaż pieniądza, która zresztą rośnie szybciej od oczekiwań, nie jest tutaj raczej odpowiedzialna za żaden istotny element tego ruchu. Najczęściej wskazywana jest realizacja zysków. Skoro euro podrożało o 2,5% w ciągu dwóch tygodni, to wielu inwestorom zaczęły puszczać nerwy i zaczęli sprzedawać chcąc zainkasować dobry zysk. Złotemu pomagają też członkowie RPP, którzy sugerują przyspieszenie wzrostu stóp procentowych.
Nowa Zelandia podnosi stopy
Wczoraj zgodnie z oczekiwaniami Nowa Zelandia podniosła stopy procentowe. Główna stawka wzrosła z 0,5% na 0,75%. Należy zwrócić uwagę, że powodem podwyżki, podobnie jak w innych krajach jest rosnąca inflacja. W tym wypadku wzrosła ona jednak zaledwie do 4,9%, co na tle innych krajów nie jest jeszcze dramatem. Rynki oczekiwały większej stanowczości, o czym najlepiej świadczy reakcja kursu dolara nowozelandzkiego, który wyraźnie traci względem swojego amerykańskiego kolegi. Co ciekawe, sam Królewski Bank Nowej Zelandii informuje o tym, że w przyszłym roku stopy procentowe powinny osiągnąć tam 2%, a docelowo sięgnąć 3%. Rynki spodziewały się jednak szybszych wzrostów, co spowodowało odwrót od dolara nowozelandzkiego.
W kalendarium danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Korekta na walutach – Komentarz walutowy z dnia 24.11.2021W silnych ruchach prędzej czy później pojawia się korekta. Nie inaczej było wczoraj wieczorem i dzisiaj rano. Nie do końca wiadomo, z czym ją łączyć, aczkolwiek dla osób zmuszonych kupić walutę jest to z pewnością dobra wiadomość.
Lepsze dane z Polski
Poznaliśmy wczoraj lepsze od oczekiwań dane na temat zarówno sprzedaży detalicznej, jak i produkcji budowlano-montażowej. Biorąc pod uwagę, co dzieje się na rynku nieruchomości, to i tak 4,2% wzrostu produkcji wydaje się nie być tak wysokim wynikiem. Sprzedaż detaliczna rośnie o 14,4%, co z kolei biorąc pod uwagę ilość transferów pieniężnych do gospodarki, nie powinno aż tak dziwić. Dane te pozwoliły wczoraj co najwyżej chwilowo ustabilizować złotego.
Indeksy koniunktury jednak lepsze w Europie
Wczorajsze odczyty indeksów koniunktury nie zszokowały rynków. W Europie mieliśmy zarówno subindeks przemysłowy, jak i usługowy powyżej oczekiwań. Oba znajdują się w przedziale 55-60 pkt, czyli wskazują na wyraźną przewagę optymistów nad pesymistami. W USA oba wyniki również są w tym przedziale, jednak odczyty nie są lepsze od oczekiwań. Przemysłowy wypadł realnie równie, za to usługi prezentują się gorzej. Dane te spowodowały wczoraj drobną korektę na EURUSD, jednakże dzisiaj dolar znów zyskuje.
Chwila oddechu na walutach
Polski złoty po fatalnych dwóch tygodniach w końcu dzisiaj od rana odzyskuje trochę wartości. Problem w tym, że powodem odbicia jest raczej realizacja zysków z dotychczasowego ruchu niż realna poprawa sytuacji. Pandemicznie dalej wyglądamy fatalnie, a patrząc w kalendarz, to jeżeli szybko nie uchwalimy restrykcji, to nie uchwalimy ich wcale. Mało prawdopodobny jest lockdown na najważniejsze święto w kraju. Z drugiej strony euro spadło już z wczorajszych szczytów powyżej 4,72 zł poniżej poziomu 4,68 zł. Dolar potaniał relatywnie niewiele, aczkolwiek poziom 4,17 zł to i tak dużo lepiej niż wczorajsze otarcia o 4,20 zł. Dobrą wiadomość otrzymali kredytobiorcy frankowi, gdzie zamiast 4,50 zł oglądają okolice 4,45 zł. Zmiany wyglądają na duże, ale żebyśmy mogli mówić o stabilizacji, potrzebne by było jeszcze kilka takich dni.
W kalendarium danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – wzrost PKB,
14:30 – USA – zamówienia na dobra,
16:00 – USA – Raport Uniwersytetu Michigan.