Wreszcie jakieś dobre informacje z rynku ropy. Eurodolar nie ma siły, by wyjść którąkolwiek stroną. Jastrzębie z dużych banków centralnych rozdziobują złotego. Główne waluty globu są napędzane ostatnimi decyzjami w sprawie stóp procentowych.
Można powiedzieć, że na ropie właśnie wróciliśmy z dalekiej podróży. Gdy na przełomie maja i czerwca kursowi udało się wyłamać obszar oporu, nabudowany wokół poziomu 114 $ na rynek padł strach. Już teraz nie radzimy sobie w walce z inflacją, a wciąż drożejąca ropa tylko pogłębiała tę bezradność. Odmiana Brent pod koniec pierwszej tercji czerwca doszła do pułapu 124 $ i choć w krótkim czasie przeprowadzono trzy próby wyjścia górą, żadna z nich nie zakończyła się powodzeniem. Słabość popytu wykorzystały niedźwiedzie, wspierane przede wszystkim przez administrację Bidena i choć z początku zanosiło się na brzydką konsolidację na wysokich poziomach, ostatecznie udało się wykreować trend spadkowy. Ten okazuje się, przynajmniej jak na razie, wyjątkowo dynamiczny, a sama ropa w zaledwie dwa tygodnie potaniała o blisko 20 dolarów. Obecnie znajdujemy się przy linii wsparcia wypuszczonej po kwietniowo-majowych dołkach. Luka podażowa z ostatnich godzin pokazuje, że impet wciąż jest po stronie niedźwiedzi, co może sugerować atak nawet na poziom 100 $ w nadchodzącym tygodniu. Taki scenariusz z całą pewnością ucieszyłby banki centralne, które w ostatnim czasie stanęły do szaleńczego wyścigu zacieśniania polityki pieniężnej.
Wyjątkowo ciekawie wygląda sytuacja na głównej parze walutowej globu. Dla przypomnienia w pierwszej połowie maja udało się powstrzymać rajd dolara do parytetu. Wspólna waluta napędzana mieszanką jastrzębich sygnałów z EBC oraz mieszanych z FED potrafiła nawet wykreować krótki trend wzrostowy, ten się jednak załamał już na pierwszej przeszkodzie. Po tym, jak doszedł w okolice 1,08 $, istotnie stracił impet, by ostatecznie się załamać i popularny edek powrócił do spadków. Zgrało się to z kolejnymi rozczarowującym odczytami na temat inflacji oraz powrotem do jastrzębiej narracji za oceanem. Kolejny ruch w dół przyniósł… kolejne rozczarowanie. Ledwo udało się zejść do 1,033 $, czyli okolice majowych dołków i na dalsze spadki zabrakło już siły. Obecnie konsolidujemy się w formacji trójkąta, a w szerszej perspektywie można zaobserwować zarysowanie się podwójnego dołka. Zresztą obie struktury są ze sobą powiązane poziomami, dlatego wyjście górą technicznie będzie miało bardzo duże znaczenie. Zasięgowo mówimy tu co najmniej o ruchu w kierunku 1,08$, choć nie można wykluczyć, że edek zatrzyma się dopiero figurę wyżej, czyli przy 1,115$.
Taki scenariusz zapewne okazałby się wsparciem dla naszego złotego i nie da się ukryć, że jest ono mu bardzo potrzebne. Cały czas znajdujemy się na historycznie wysokich poziomach względem dolara, a od szczytu z lutego dzieli nas zaledwie kilkanaście groszy. Złoty, nawet jeśli na chwile łapie wiatr w żagle, to po chwili oddaje z nawiązką, to co udało się ugrać. W tym tygodniu kolejny raz testowaliśmy poziom 4,50 zł i co zastanawiające tym razem reakcja obronna była znacznie płytsza niż w maju. Może to zwiastować, że w nadchodzących dniach zostanie podjęta kolejna próba, a argumentów za złotym jest coraz mniej. Dlatego jedyną nadzieją pozostają rozstrzygnięcia na szerokim rynku i wybicie górą formacji na eurodolarze. W takim zestawieniu z pewnością moglibyśmy liczyć na zejście poniżej 4,30 zł, gdyby udało się przy okazji poprawić sytuację wewnętrzną, to być może nawet 4,15 zł. Jak na razie rynki jednak są dość mocno sceptycznie nastawione do naszej gospodarki, wskazując na kolejne nierównowagi, jak i nadchodzące w przyszłym roku wybory, które zwiastują wzrost obciążeń socjalnych.
Złoty jednak ma problemy nie tylko względem dolara. Słabo wygląda także sytuacja na wykresie do franka. Tutaj głównym winowajcą jest bank centralny Szwajcarii, który niespodziewanie podniósł stopy procentowe. Jeszcze dwa tygodnie temu, znajdowaliśmy się poniżej “wojennego” przedziału, wracając powoli do punktów równowagi sprzed czasów rosyjskiej agresji. Obecnie jednak testujemy jego górne ograniczenie i w zaledwie dwa tygodnie straciliśmy wobec franka 30 groszy. Co ważne, tutaj też się kłania słaba ocena naszej gospodarki w oczach inwestorów. Pozostałe waluty naszego koszyka również traciły względem franka, jednak nie aż w takim stopniu. Ze Szwajcarii docierają głosy, że ostatnia decyzja nie była pojedynczym wystrzałem i co istotne, kolejne podwyżki również mogą wynosić 50 p.b. To by oznaczało, że już w lipcu Helweci pożegnają się z ujemnym kosztem pieniądza, co powinno jeszcze mocniej wywindować kurs franka w górę.
Informacje i publikacje przygotowane przez TradingView lub jego użytkowników, prezentowane na tej stronie, nie stanowią rekomendacji ani porad handlowych, inwestycyjnych i finansowych i nie powinny być w ten sposób traktowane ani wykorzystywane. Więcej informacji na ten temat znajdziesz w naszym Regulaminie.