Brytyjczycy podnoszą, a Czesi nie Jedne banki centralne są wciąż w cyklu podwyżek stóp procentowych. Inne z kolei, przeważnie te, które nie zaspały tak bardzo z podwyżkami, już je kończą. Mianownik jest jednak wspólny. Wszyscy boją się recesji.
Wielka Brytania podnosi stopy
Zgodnie z oczekiwaniami wzrosły wczoraj w Wielkiej Brytanii stopy procentowe z 1,25% do 1,75%. Głosowanie było jednogłośne i wszystkich 9 członków poparło decyzję. Biorąc pod uwagę komunikat po decyzji, rynki zakładają, że może to być koniec cyklu podwyżek stóp procentowych. To właśnie dlatego funt po decyzji tracił na wartości. Inwestorzy dostosowywali bowiem swoje inwestycje do niższego docelowego poziomu stóp procentowych i sprzedawali funta. Co powoduje zmianę oczekiwań? Szybsza prognoza powrotu inflacji do celu, pomimo że wynosi ona obecnie aż 9,4%. Ważniejszy jest chyba fragment o gotowości do sprzedania aktywów zakupionych w ramach programu luzowania ilościowego. Spowoduje to zmniejszenie ilości kapitału na rynku bez manipulowania stopą procentową. Aż dziwne, że rozwiązanie to jest stosowane tak rzadko i tak późno.
Rynek pracy w USA
Za oceanem sytuacja na rynku pracy jest ogólnie bardzo dobra. Dzisiaj wieczorem poznamy stopę bezrobocia, aczkolwiek rynki są zgodne, że pozostanie ona na wyjątkowo niskim poziomie 3,6%. Wczorajsze dane o delikatnie większej liczbie wniosków o zasiłek dla bezrobotnych budzą niepokój, ale z drugiej strony raport Challengera na temat zwolnień wypada optymistycznie. W rezultacie można mówić, że rynek jest blisko stabilizacji po olbrzymim szoku, jakim była dla amerykańskiego rynku pracy pandemia.
Czesi nie zmieniają stóp procentowych
O ile w Polsce jest pewna zgoda co do oczekiwań, że mamy właśnie koniec cyklu podwyżek stóp procentowych, o tyle w Czechach nie pozostawili wątpliwości. Na wczorajszym posiedzeniu stopy procentowe nie wzrosły, pozostając na poziomie 7%. Co ciekawe, dzieje się to pomimo przyspieszenia inflacji do 17,2%. Teoretycznie na konferencji prasowej nowy prezes banku zapowiedział, że w przyszłości będą zależni od danych. Biorąc pod uwagę wspomniany odczyt inflacji, chciałoby się zapytać, dlaczego dopiero w przyszłości. Jak widać Czesi, mimo że nie są szczególnie religijnym narodem, najwyraźniej zamierzają wierzyć w cud. Co ciekawe furtka, którą na konferencji pozostawił nowy prezes banku, doprowadziła wczoraj do umocnienia czeskiej korony względem euro.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – sytuacja na rynku pracy.
USD
Kolejne dane lepsze dla dolara Amerykańska waluta ma obecnie znów nie najgorszą passę. Na jej korzyść przemawiają ostatnio zarówno dobre dane o zamówieniach, jak i wysoki optymizm w branży usługowej.
Dane z USA
Opublikowano wczoraj lepsze od oczekiwań dane na temat zamówień w USA. Zamówienia w przemyśle rosną o 2% przy oczekiwanych 1,1%, z kolei zamówienia na dobra trwałego użytku rosną o 2% przy oczekiwaniach na 1,9%. Te relatywnie niskie wartości wynikają z faktu, że dane te publikowane są w ujęciu miesięcznym. Spojrzenie z szerszej perspektywy wcale nie poprawia sytuacji. W obydwóch przypadkach jest to drugi najwyższy wynik w ciągu ostatniego roku. Mamy zatem do czynienia z dobrym rezultatem, ale pod żadnym pozorem nie możemy uważać, że cały rok był taki. Te dobre dane pracowały jednak na korzyść dolara. Wczoraj mieliśmy kolejny dzień, kiedy USD umacniał się względem euro.
Usługi lepsze od przemysłu
Koniunktura w przemyśle okazała się dalej słabnąć. Co ciekawe, usługi, które teoretycznie powinny być bardziej podatne na wahanie koniunkturalne, pokazują lepsze wyniki. Mowa o indeksie PMI dla usług. W przeciwieństwie do wspomnianego przemysłu wskaźnik dla usług dalej pokazuje przewagę pozytywnych odpowiedzi nad negatywnymi. Nie jest to przytłaczająca większość i widać spadki, ale wyniki są lepsze od oczekiwań. Z drugiej strony należy pamiętać, że usługi mocniej ucierpiały podczas pandemii, stąd odnoszą się do innej sytuacji niż przemysł.
Czy inflacja w Turcji spowalnia?
Jest to ciekawa hipoteza, biorąc pod uwagę, że ceny rosną tam o imponujące 79,6%. Tak – nie pomyliliśmy się z umiejscowieniem przecinka – jest to niemal 80%. Warto jednak pamiętać, że miesiąc temu było to zaledwie 1% mniej. Pokazuje to, że inflacja rośnie coraz wolniej. Jeżeli nałożymy na to potencjalny spadek cen ropy naftowej, o którym coraz więcej się mówi w kontekście potencjalnego spowolnienia gospodarczego, moglibyśmy zobaczyć nawet spadek w kolejnych miesiącach. Coraz bardziej palącym problemem jest jednak inflacja producencka. Pokazuje ona, że ceny producentów rosną szybciej niż konsumentów. W rezultacie mamy tykającą bombę, która może się przekładać na dalsze wzrosty cen. Lira w tle tych wydarzeń kontynuuje swoją słabą passę. Jest obecnie najsłabsza w historii względem głównych walut z wyjątkiem krótkiego epizodu z grudnia 2021 roku.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – Czechy – decyzja w sprawie stóp procentowych,
14:30 – USA – bilans handlu zagranicznego,
14:30 – USA – wnioski o zasiłek dla bezrobotnych.
Koniunktura się psujeIndeksy koniunktury są coraz słabsze. Optymizm spada nie tylko w Europie, ale i na świecie. Niewykluczone, że jakby tych problemów było mało, możemy mieć zaraz kolejną edycję konfliktu USA-Chiny.
Indeksy PMI zaczynają straszyć
Poniedziałek minął pod dyktando odczytów indeksów PMI dla przemysłu. Są to badania ankietowe prowadzone wśród managerów odpowiedzialnych za zamówienia. Badają one, czy zdaniem ankietowanych sytuacja poprawi się, pozostanie bez zmian, czy się pogorszy. Jest to o tyle cenne badanie, że skoro taka osoba spodziewa się poprawy, to prawdopodobnie zamówi więcej materiałów. W rezultacie pytane są osoby, od których częściowo owa poprawa zależy. W Polsce wynik wyniósł 42,1 pkt. To nie tylko 1,5 pkt poniżej oczekiwań, ale przede wszystkim wynik znacznie gorszy od 50 pkt, będącego poziomem równowagi pomiędzy odpowiedziami pozytywnymi i negatywnymi. Zaraz po odczycie z Polski mieliśmy krótki ruch osłabiający złotego. Przerwały go późniejsze dane z Unii…
Unia podchodzi do tematu bardziej optymistycznie
Indeks PMI dla strefy euro tylko nieznacznie spadł poniżej 50 pkt. Wynik 49,8 pkt to realnie poziom równowagi. Co ciekawe, wszystkie największe gospodarki pokazały wyniki poniżej tego poziomu. Główne lokomotywy napędowe Unii, czyli Niemcy i Francja są jednak tylko nieznacznie poniżej tego pułapu. Większe zaskoczenie miało jednak miejsce w krajach południa kontynentu. Wyniki były tam wyraźnie słabsze od oczekiwań, podczas gdy łączny odczyt oczekiwania przekroczył. Potwierdza to teorię, że rosnące stopy procentowe najprawdopodobniej mocniej dotkną południe naszego kontynentu. Lepsze ogólne dane spowodowały jednak, że inwestorzy chętniej patrzyli na euro. W rezultacie osiągnęło ono jeden z najwyższych poziomów względem dolara od miesiąca. Pomogło to również złotemu, który zyskał na wartości.
Konflikt z Chinami?
Wydawało się, że po tym, co dla relacji chińsko-amerykańskich zrobił Donald Trump, teraz gorzej już nie będzie. Okazuje się jednak, że w najbliższych dniach ma dojść do wizyty przewodniczącej Izby Reprezentantów na Tajwanie. Jeżeli coś naprawdę drażni władze w Pekinie, to jest to uznanie międzynarodowe Tajwanu, jako pełnoprawnego państwa. Warto pamiętać, że Tajwan to potężna gospodarka. Na powierzchni niewiele mniejszej niż Holandia mieszka tam ponad 23 miliony ludzi. Nie zmienia to faktu, że Chiny (pomimo absolutnego braku kontroli nad tym terytorium) uważają to za część swojego państwa. Dlaczego ta wizyta w ogóle jest ważna? Wielu analityków uważa, że Pekin jest zdolny do daleko idących prowokacji militarnych związanych z tą wizytą. To z kolei może znowu zachwiać rynkami.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Czy ceny się ustabilizują?Informacja, że wzrost cen się stabilizuje to dobra wiadomość. Złą jest fakt, że dzieje się to na poziomie 15,5%, w momencie, kiedy obywatele dostali wakacje kredytowe, a zaraz dostaną bony 3000 zł teoretycznie na węgiel.
Inflacja nie wzrasta
W piątek poznaliśmy wstępny odczyt inflacji w Polsce. Wyniósł on 15,5%, był zatem taki sam jak finalny odczyt za lipiec. Dla przypomnienia wstępny odczyt za lipiec był o 0,1% wyższy, stąd narracja o spadku inflacji. Jest to narracja bardzo wygodna dla kręgów rządowych. Wstrzymałbym się jednak z takim optymizmem do danych finalnych, na które przyjdzie nam jeszcze kilka dni poczekać. Złoty zareagował na te dane umocnieniem. Co ciekawe, nie przełożyło się to równolegle na wzrost oczekiwań wzrostu stóp procentowych. Od 11 lipca 3-miesięczny WIBOR, będący zmorą kredytobiorców, utrzymuje się na niemal niezmienionym poziomie. Ruch umacniający złotego można jednak kojarzyć z napływem zagranicznego kapitału na rynek obligacyjny. W piątek wyraźnie spadła rentowność obligacji, co świadczy o dużej liczbie kupujących.
Lepsze dane z Europy
Dane z poszczególnych państw na temat wzrostu PKB w drugim kwartale nie zawsze napawały optymizmem. Dobrym przykładem jest tutaj niemiecki wynik, który okazał się o 0,3% słabszy od oczekiwań. Finalny odczyt dla strefy euro wyniósł jednak 4% i był lepszy aż o 0,6% od oczekiwań. Z jednej strony kwartał temu było to 5,4%, zatem mamy wyraźny spadek. Z drugiej strony tak wysokiego poziomu wzrostu kwartalnego jak 4% (za wyjątkiem odbicia po pandemii) nie oglądaliśmy od początku kryzysu z 2008 roku. Nie można zatem mówić, że to zły wynik. Euro po tych danych zyskało względem dolara nieznacznie.
Dane z USA
W piątek poznaliśmy pakiet danych zza oceanu. Wydatki Amerykanów rosną szybciej, niż oczekiwano. Szybciej rosną również dochody. Jest to dobra wiadomość dla rynków. Na dłuższą metę widać jednak niepokojący trend. Skoro wydatki rosną szybciej niż dochody, to nie zanosi się na spadek zadłużenia tego społeczeństwa. Do tego trzeba dodać dwa indeksy koniunktury. Indeks Chicago PMI wypadł słabiej od oczekiwań z kolei raport Uniwersytetu Michigan wypadł nieznacznie lepiej. Dane te finalnie zostały odebrane jako dobre dla dolara i widzieliśmy umacnianie się amerykańskiej waluty po publikacji. Do końca dnia jednak ruch ten został zanegowany i dolar wciąż pozostaje relatywnie stabilny względem euro.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
15:45 – USA – indeks PMI dla przemysłu,
16:00 – USA – raport ISM dla przemysłu.
Bank of America - okazja czy pułapka ?Bank of America to drugi co do wielkości bank w USA.
Od początku stycznia jego kurs zanurkował o 27%.
Kurs przebwał od początku roku w trendzie spadkowym aby obecnie wyhamować w okolicach 30 USD.
Czy to już jest okazja i dobry moment do zkaupów ?
Z punktu widzenia analizy technicznej warto się przyglądnąć sytuacji na wykresie.
Kurs otrzymał wsparcie od linii trendu i powrócił do średniej MA200.
Wskaźnik MACD znajduje się w ciekawym polożeniu.
Jeśli kurs ruszy na północ to napotka następujące opory:
- 34,46 USD - średnia MA15
- 34,69 USD - średnia MA 130
- 35,22 USD - poziom Fibo
Jeżeli chciałby zawrócić na południe to wsparcie mamy na poziomie 30 USD.
W najbliższych tygodniach warto będzie obserwować poziom obrotów związany z kolejnymi ruchami ceny akcji.
Podsumowując wycena wydaje się być atrakcyjna, ale pamiętać należy, że w przeszłości średnia MA200 była pokonywana i kurs znajdował się wyraźnie poniżej niej.
Widmo recesji w USA, niepewna sytuacja z inflacją są zagrożeniami, które mimo korzystnego położenia kusru mogą nie gwarantować udanych zakupów i tym samym stóp zwrotu.
Na koniec przypomnę jeszcze, że Bank of America iest spółką dywidendową o stopie dywidendy 2,63%.
Lagarde wszystko “zepsuła”Analiza techniczna z dnia 22.07.2022
Prezes EBC psuje efekt niespodziewanej podwyżki stóp o 50 punktów bazowych. Główna para walutowa świata zawraca z poziomu oporu i kieruje się znów w okolice parytetu. Frankowicze nie mają lekkiego życia, kurs CHF/PLN na wysokich poziomach. Zamieszanie polityczne na Wyspach wpływa na napięcie wokół brytyjskiej waluty.
Parytet nadal w grze
Sytuacja techniczna na wykresie EUR/USD jest dość klarowna. Kurs atakował bardzo ważne wsparcie, jakim był poziom 1,00, czyli tzw. parytet. Nieudany atak na ten poziom spowodował kontrę kupujących i utworzenie krótkoterminowego trendu wzrostowego. W efekcie kurs dotarł do poziomu oporu, jakim jest 1,0265 i tutaj pojawiły się problemy z kontynuacją tego ruchu. Dwukrotne podejście się nie udało i tym samym kurs zawrócił. Oczywiście to nie tylko technika zdecydowała o takim ruchu, a wydarzenia, które miały miejsce w tym tygodniu. Niespodziewanie EBC podwyższył stopy procentowe o 50 punktów bazowych, mimo sygnalizacji jeszcze w maju, że wykona ruch tylko o 25 punktów. W teorii jastrzębi wydźwięk powinien wspierać euro w tej parze, ale cały scenariusz zepsuła prezes banku centralnego strefy euro podczas konferencji prasowej po decyzji. Dzisiaj z kolei słabiutkie PMI z naszego kontynentu sygnalizują bliskie kłopoty gospodarcze, co może zwiastować brak kolejnych podwyżek stóp przez EBC, albo minimalny ich stopień w kolejnych miesiącach. Przypomina się scenariusz z 2011 roku, gdzie bank centralny zdecydował o dwóch podwyżkach stóp, by po krótkim czasie rozpocząć odwrotny proces z uwagi na pogarszającą się sytuację makro. W teorii więc i pod kątem analizy technicznej i fundamentalnej ponowny test parytetu jest prawdopodobnym scenariuszem w tym momencie.
Odrabianie strat
Na wykresie widzimy dość silny trend spadkowy, który spowodował zejście kursu aż o 10 groszy w tydzień. Złoty korzystał na chwilowej słabości dolara amerykańskiego i wraz z innymi walutami rynków wschodzących przeszedł do kontrofensywy. Tak naprawdę droga do poziomu 4,70, czyli wsparcia, była otwarta. Plany pokrzyżowało posiedzenie EBC, które przyniosło finalnie słabość euro i w efekcie załamanie trendu wzrostowego na “edku”. Spadki głównej pary walutowej świata mają negatywny wpływ na notowania walut rynków wschodzących. Widać to doskonale dzisiaj, gdzie kurs EUR/PLN próbuje wyłamać trend spadkowy i wybić się w górę. Jeśli to się uda, a z pomocą przyjdzie kontynuacja ruchu spadkowego na EUR/USD, to możemy znów dotrzeć do poziomu oporu, czyli 4,80. Warto też zauważyć, że PLN i jego atrakcyjność blado wypada na tle innych walut EM, jak CZK czy HUF. Winna polityka monetarna i bardzo możliwy brak kontynuacji podwyżek stóp procentowych, mimo inflacji przekraczającej 15%. Potwierdzeniem tego faktu są znaczne spadki rentowności rodzimych obligacji.
Delikatna ulga
Tylko na chwilę ulgę w spłacie rat kredytowych uzyskali frankowicze. Trend spadkowy na parze CHF/PLN, który trwał od połowy lipca niestety odchodzi powoli w niepamięć. Doszło do wybicia oporu, który stanowiła linia trendu spadkowego. W szybkim tempie kurs podbił o 5 groszy i znów znajduje się na poziomach bardzo wysokich w okolicach 4,86. Nie pomaga słabość euro, która powoduje spadki EUR/CHF i bezpośrednio przekłada się na słabą naszą walutę w relacji do tej szwajcarskiej. Jeśli wybicie oporu w kolejnych dniach zostanie potwierdzone i zamknięcie tygodnia nastąpi powyżej tego poziomu, to możemy być świadkami ruchu w górę nawet do ostatnich maksimów. Trzeba dodać, że dzieje się to w obliczu zawirowań politycznych we Włoszech, które mogą pogłębiać słabość wspólnej waluty. Do tego pozostaje pytanie: co zrobi SNB na kolejnym posiedzeniu? Czy znów zaskoczy rynki podwyżką stóp i umocni CHF? To czarny scenariusz dla frankowiczów, którzy na wsparcie rządu i wakacje kredytowe się nie załapali.
Funt bez Johnsona
Podobna sytuację techniczną jak na CHF/PLN zauważymy na na GBP/PLN. Kurs od ponad tygodnia poruszał się w ramach trendu spadkowego, ale ostatnie godziny i silniejszy dolar na szerokim rynku powoduje odpływ kapitału z rynków EM. Doszło więc do przebicia oporu w ramach górnego ograniczenia kanału spadkowego i ruch w górę o kilka groszy. Póki co nie jest to imponujący ruch, ale trzeba dodać, że technika nie ma wsparcia pod kątem fundamentów. Mowa o trudnej sytuacji politycznej, która zrodziła się wraz z dymisją premiera Johnsona i wcześniejszymi odejściami wielu ministrów. Dzisiaj na dokładkę mamy bardzo słabe dane o sprzedaży detalicznej z Wysp Brytyjskich. Funt pozostaje więc pod presją podażową na szerokim rynku, ale i tak notuje zyski w relacji do złotego. Technicznie patrząc dalszy ruch w górę powinien doprowadzić kurs do poziomu oporu w okolicach 5,6550.
EBC podnosi stopy od razu o 0,5%Komentarz walutowy z dnia 22.07.2022
Europejski Bank Centralny zrobił wariant wielokrotnie rozgrywany ostatnio w Polsce. Odważnej decyzji towarzyszyła konferencja prasowa, która zupełnie zmieniła wydźwięk decyzji. Pomimo dużej podwyżki rynki patrzą podejrzliwie na euro.
EBC podnosi stopy procentowe
Na wczorajszym posiedzeniu Europejskiego Banku Centralnego podjęto decyzję o podniesieniu stóp procentowych o 0,5%. Rynek oczekiwał wzrostu o 0,25%. To właśnie przez tę różnicę początkowa reakcja rynków była bardzo optymistyczna. Większa od oczekiwań podwyżka stóp procentowych spowodowała, że inwestorzy zaczęli nagle skupować europejską walutę. Zyskiwał również polski złoty i forint węgierski, jako waluty silnie powiązane z euro. Złoty zyskiwał nawet pomimo porannych słabszych danych na temat sprzedaży detalicznej. To był moment, kiedy rynki wierzyły, że EBC rozpoczyna swoją krucjatę antyinflacyjną.
Zimny prysznic na konferencji prasowej
Jak nietrudno wywnioskować z poprzedniego akapitu, nastroje szybko się zmieniły. Na konferencji prasowej okazało się, że wcale nie jest tak dobrze. Zaczęło się od tego, że owszem stopy procentowe rosną szybciej, ale by nie miało to zbyt silnego wpływu na gospodarki południa kontynentu, to będzie specjalny program skupu tamtejszych obligacji. W rezultacie mamy sytuację, gdzie jednocześnie zmniejszamy i zwiększamy ilość pieniądza na rynku. Do tego doszła informacja, że to nie jest początek cyklu, a EBC będzie podejmował decyzję na bieżąco na podstawie danych, zamiast sygnalizować swoją politykę z wyprzedzeniem. Co to znaczy w praktyce? Bankierzy widzą problemy z inflacją, ale boją się również recesji. Dzięki temu zabiegowi mają pełną elastyczność podnoszenia stóp i ewentualnego nietracenia twarzy, jak przez spowolnienie tego nie zrobią. Strasznie wygodne, ale komunikacja z rynkiem tak nie działa. Nie może zatem dziwić, że inwestorzy szybko odwrócili się od euro.
Więcej bezrobotnych za oceanem
W międzyczasie euro pomogły również dane z USA. Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych wzrasta tam z tygodnia na tydzień. Przekroczyła już 250 tysięcy. Poziom ten powoli zaczyna budzić niepokój. Nie można absolutnie mówić o panice, ale też nie da się udawać, że są to dobre dane. To taki uczciwy neutralny poziom, mogący sugerować, że stopa bezrobocia jest blisko stabilizacji.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych danych.
Crocs Inc. - sezon na klapki4 sierpnia spółka poda swoje wyniki za II kwartał 2022 r.
Ostatnie cztery kwartały zawsze przebiegały pod znakiem pobicia oczekiwań rynku w zakresie EPS (Earnings Per Share - Zysk na akcję).
Aktualny wskaźnik C/Z to 5,62.
Szacuje się również, że przychód wypracowany w kwartale będzie najwyższy w historii i wyniesie około 950 mln usd.
Obecnie kurs spółki konsoliduje się w przedziale 47-65 usd.
Dzisiejsza sesja i wzrost o 7,91% do poziomu 62,61 usd ma dodatkową moc, bo towarzyszył jej wzrost obrotów.
Warto obserować kolejne sesje, ponieważ zbliżamy się do kluczowych oporów.
Jako pierwszy opór wskazałbym 65,09 usd.
Następnie mamy 73,46 usd na którym to poziomie znajduje się obecnie średnia MA130.
Wsparcie wciąż mamy na poziomie 47,16 usd.
Jeżeli dojdzie do pokonania MA130 to będzie istotny sygnał potwierdzający moc popytu.
Nie podejmę się szacować szans na taki scenariusz. Atutem nadchodzących wyników może być sezonowość.
I kwartał 2021 był najmocniejszym kwartałem w 2021 roku.
Po stronie zagrożeń mamy ograniczenie wydatków domowych (inflacja. koszty życia itp). Produkty CROCS INC. do tanich nie należą, ale na pewno mają swoich fanów.
Warto też pamiętać, że w tych wynikach powinniśmy już zobaczyć efekty przejęcia marki HEY DUDE.
Jakie one będą, to zobaczymy już wkrótce.
Wykres tygodniowy na którym widać sygnał kupna na MACD.
Ceny rosną zaledwie 15,5%Finalny odczyt inflacji okazał się symbolicznie łagodniejszy. Zadziwiające jest, że ceny rosnące ponad 15% rocznie mogą kogokolwiek uspokoić, a jednak dożyliśmy takich czasów.
Inflacja finalnie jednak niższa
Ostateczny odczyt inflacji wyniósł jednak 15,5%, to o symboliczne 0,1% mniej niż wstępne szacunki. Jest to w dalszym ciągu bardzo wysoki poziom, szczególnie biorąc pod uwagę ostatnie wypowiedzi prezesa NBP. Powiedział on, że jeżeli będzie jeszcze jedna podwyżka to o 0,25%. Przypomnijmy, że mówimy o wrześniowym posiedzeniu. Polityka monetarna nie jest w Polsce na tyle ważnym tematem, by sierpniowe posiedzenie robić posiedzeniem decyzyjnym. To, że ostatnie 10 posiedzeń podnosiło stopy procentowe, nie znaczy, iż nie należą się wakacje. Konsekwencją tego podejścia jest usztywnienie się WIBOR-u na obecnych poziomach. Po spadku o niecałe 0,15% po ostatniej decyzji mamy dzisiaj stabilizację w okolicach 7% dla WIBOR-u trzymiesięcznego. Jest to dobra wiadomość dla kredytobiorców. Dla osób, które czekają, aż przestaną się bać w sklepach, rada pod tytułem “zaraz przyjdzie kryzys to i ceny przestaną rosnąć” nie brzmi obiecująco.
Pakiet danych z USA
Piątkowy pakiet danych z USA podczas ich publikacji wydawał się korzystny dla dolara. Inwestorzy liczyli najwyraźniej na znacznie więcej, bo dolar odbił się od granicy jednego euro. Sprzedaż detaliczna wzrosła w ciągu miesiąca o 1%, czyli 0,2% mocniej niż oczekiwano. Indeksy zarówno NY Empire State, jak i raport Uniwersytetu Michigan przekroczyły oczekiwania. Słabiej wypadła tylko albo aż produkcja przemysłowa. Spadła ona o 0,2% w ujęciu miesięcznym, podczas gdy oczekiwano wzrostu o 0,1%. Jak widać, inwestorzy oczekiwali wyraźnego sygnału do ponownego ataku na poziomy, gdzie dolar był silniejszy od euro.
Co z ropą?
Jeszcze w czwartek żyliśmy w świecie, gdzie ropy naftowej (biorąc pod uwagę prognozy rynkowe) miało być za dużo. Tym tłumaczono spadki cen surowca poniżej 100 dolarów za baryłkę. W piątek dodatkowo pojawiła się informacja o wzroście liczby wież wiertniczych w USA. Obecny poziom 599 nie jest nawet blisko maksimów z poprzednich cyklów. Zwiększenie liczby punktów wydobywczych powinno działać negatywnie na cenę. Przy tych poziomach i tak wydobycie jest opłacalne. Z drugiej strony po odbiciu w czwartkowe popołudnie cena ropy w ciągu dwóch dni wzrosła już o imponujące 10 dolarów.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Parytet na EUR/USD, rekord na USD/PLNAnaliza techniczna z dnia 15.07.2022
Niewątpliwie był to niezwykle emocjonujący tydzień. Na rynku walutowym doszło do wydarzeń w dużym stopniu przełomowych i to zarówno w kontekście globalnym, jak i lokalnym. Tendencja wciąż jest niezachwiana, a rynek bez dwóch zdań prodolarowy. Jednak skoro doszło już do ustanowienia wieloletnich lub nawet historycznych poziomów, to powoli może rodzić się pokusa do odwrotu.
EUR/USD
Nie może być inaczej i nasze rozważania należy zacząć od głównej pary walutowej świata. Jeszcze w końcu czerwca kurs EUR/USD poruszał się w trendzie bocznym, ograniczonym ok. 1-centowym korytarzem. Przełom miesięcy i kwartałów przyniósł wybicie jego dolnego ograniczenia i zejście o stopień niżej, ale ponownie na tydzień wykreowana została konsolidacja o podobnym zakresie do poprzedniej. Kluczowy okazał się 5 lipca, kiedy w ciągu jednej sesji doszło do pokonania wsparcia na poziomach z końca 2016 roku, a dzień kończył się prawie 2 centy poniżej otwarcia. Był to sygnał dla otwarcia stromej ścieżki zejścia w kierunku parytetu. Ten bronił się przez kilka dni, ale rynek zbyt długo przygotowywał się do tego ataku, aby wreszcie nie został wyprowadzony skuteczny cios. Wczoraj wreszcie doszło do historycznej sytuacji i pierwszy raz od dwóch dekad USD był silniejszy od EUR. Nie trwało to może przez długi czas, ale na niższych interwałach eurodolar znalazł się nawet pół centa poniżej parytetu. Jak na razie tyle inwestorom wystarczyło i obserwujemy krótkoterminową korektę, która wyprowadza kurs EUR/USD do 1,006 $. Fundamenty wciąż pozostają po stronie Amerykanów, a rynek jest skrajnie prodoloarowy. Na ten moment chyba jedynie w tej skrajności, która wyznacza wieloletnie rekordy, można dostrzec nadzieję na odwrót. Technika na interwale H1 każe nam teraz szukać wsparcia przy lokalnym dołku w okolicy 0,997 $, a po jego wybiciu wzrok niechybnie skieruje się w stronę historycznych minimów w pobliżu 0,84 $. Wiele wskazuje na to, że nawet mocniejsze kontry mogą nie zmienić trendu i dopiero wyjście powyżej 1,035 $ będzie wyraźnym sygnałem dla rynkowej zmiany. A do tego droga daleka.
USD/PLN
O słabości złotego można już pisać całe tomy. Momentami aż trudno uwierzyć w tak gwałtowny upadek rodzimej waluty i całe szczęście, że wykresy są „pojemne”. Zaczniemy od pary, która w ostatnich dniach wyznaczyła historyczny rekord. Jednak po kolei. Jeszcze trochę ponad 3 tygodnie temu kurs dolara znajdował się poniżej 4,40 zł. Bez większych problemów wybił ten poziom, ale przez jakiś czas pozostawał w kilkugroszowej konsolidacji. Kiedy „zielony” przystąpił do ataku na szerokim rynku, to z rodzimej waluty nie było czego zbierać. W przeciągu zaledwie dwóch sesji kurs wystrzelił o 20 groszy, wychodząc powyżej 4,70 zł. Bieg na północ na moment zwolnił, ale było to tylko zbieranie sił przed kolejnym atakiem. W końcu USD/PLN wyszedł powyżej 4,80 zł i ta informacja rozlała się po wszystkich mediach. Ostatecznie historyczne szczyty zostały wyznaczone w pobliżu 4,84 zł. Rynek chyba już się nasycił tak słabym złotym i niewykluczone, że nadszedł moment do skorzystania z okazji i zakupu tak niedowartościowanej waluty. Obecnie na wykresie widać coraz głębszą korektę. Już w piątek po południu kurs dolara jest 7 groszy poniżej szczytu. Warto jednak pamiętać, że USD wciąż pozostaje najsilniejszą walutą, a PLN jedną z najsłabszych na rynku. Równocześnie trzeba zaznaczyć, że rodzima waluta nie reagowała panicznie na wczorajsze wybicie parytetu na EUR/USD, a nawet lekko się umacniała. Zbyt wcześnie na kategoryczne wnioski, ale jest to kolejne światełko w tunelu. W oczywisty sposób historyczne maksimum będzie teraz wyznaczało najważniejszy punkt oporu. Na tak chaotycznym i gwałtownym rynku wsparcia mogą być tylko chwilowym przystankiem, z czego pierwsze zarysowuje się w okolicach 4,74 zł, a następne w przedziale 4,68-4,70 zł.
EUR/PLN
Chociaż euro dostaje niezwykle mocne ciosy na szerokim rynku, to jego problemy są nieporównywalne do tych, z którymi musi mierzyć się polski złoty. Wspólna waluta ciągnęła złotego na dno, ale na wykresie EUR/PLN oznaczało to wystrzał na północ. W przypadku tej pary konsolidacje były o wiele mniej stabilne, a kurs euro poruszał się niezwykle chaotycznie. Jednak od przełomu czerwca i lipca kierunek był jasny, a kurs w dwa tygodnie poszybował o prawie 20 groszy. Podobnie jak w przypadku dolara szczyt został wyznaczony przy 4,84 zł, ale w przeciwieństwie do USD jest to tylko lokalne maksimum (wyżej byliśmy w momencie rozpoczęcia agresji Rosji na Ukrainę). Mimo wszystko ten ostatni poziom należy teraz uznać za istotny opór. Opór, od którego właśnie się oddalamy, a korekta wymazała już 5 groszy z wcześniejszego osłabienia złotego. Właśnie rejon 4,79 zł ma walory do zarysowania wsparcia, ale po jego pokonaniu zostanie otwarta ścieżka zejścia o kolejne 3 grosze. Trzeba przyznać, że jeden z najgorszych tygodni w swojej historii PLN próbuje zamknąć wyraźnym odreagowaniem. Jednak tak naprawdę dopiero zejście do czerwcowych poziomów będzie szansą na złapanie naprawdę głębokiego oddechu.
CHF/PLN
Helwecka waluta w kryzysowych czasach pozostaje jednym z najsilniejszych graczy. W trwalszy sposób wyszła poniżej parytetu na parze z EUR, a USD w jej przypadku nawet nie zbliżył się do wyrównania wartości. Dlatego też nie może dziwić, że para CHF/PLN dotarła najwyżej z opisywanych w tym zestawieniu. W ciągu trzech tygodni kurs franka wzbił się o prawie 40 groszy, czyli w przybliżeniu zmiana wyniosła 9%. Na rynku walutowym tak gwałtowne zmiany są czymś rzadko spotykanym i to kolejny dowód na niesamowitą słabość złotego, ale też na coraz bardziej chaotyczny obraz forexa. Po dotarciu do lokalnych szczytów przy 4,93 zł, które teraz będą wyznaczać istotny opór, kurs skierował się na południe. Tak samo, jak w przypadku poprzednich par korekta jest coraz mocniejsza i trwalsza i zbliżamy się do wsparcia w okolicy 4,85 zł. Po jego pokonaniu otworzy się możliwość zejścia w pobliże 4,79 zł. Jeśli obserwowana kontra zostanie utrzymana także w przyszłym tygodniu, to powoli rzeczywiście będzie można nieśmiało rozważać dyskusję o zmianie tendencji.
Dolar droższy od euroPrzez relatywnie krótki czas, ale jednak wczoraj byliśmy świadkami zejścia kursu euro poniżej jednego dolara. W tle korekta na złotym wywołana po części atrakcyjnym oprocentowaniem obligacji.
Więcej bezrobotnych za oceanem
Liczba nowo zarejestrowanych bezrobotnych osiągnęła w ciągu tygodnia 244 tysiące. Jest to poziom około 3% powyżej oczekiwań. Z jednej strony wiadomość, że ostatnio tak dużo wniosków było zgłoszonych w listopadzie, może budzić niepokój. Z drugiej strony nie jest to absolutnie alarmujący poziom. Po pierwsze są to dane tygodniowe, co powoduje większe wahania. Po drugie w sytuacji dobrej dyspozycji rynku pracy przed pandemią takie rezultaty się zdarzały. O tym, jak bardzo spokojnie rynki podchodzą do tego odczytu, najlepiej świadczy reakcja rynków walutowych. Wczoraj dolar na kilka godzin był droższy od euro. Dzisiaj jednak znów jest powyżej parytetu.
Polskie obligacje znów dają zarobić
Wczoraj rentowność polskich 10-letnich obligacji sięgnęła 7%. Nie są to poziomy paniki z połowy czerwca, ale wyraźnie było widać wzrost rentowności. Osiągnięcie tego pułapu spowodowało jednak bardzo szybką korektę. Widać to szczególnie na przykładzie reakcji rynku walutowego. Nagłe umocnienie złotego wynikało po części z kapitału płynącego na rynek obligacji. Dla inwestorów wyglądało to bowiem na dobrą inwestycję. 7% to bardzo dobra stopa zwrotu szczególnie w obliczu wygaszania cyklu podwyżek stóp, a przy okazji kupowanie przy dzisiejszych notowaniach walut złotego wygląda na okazjonalny moment.
Chile podnosi stopy
Chilijski bank centralny podniósł stopy procentowe do 9,75%. Był to ruch o symboliczne 0,25% powyżej oczekiwań. Warto jednak zwrócić uwagę, że kraj ten ma obecnie inflację na poziomie 12,5%. To, co jednak ważniejsze, inflacja bazowa wynosi tam 9%, zatem tyle, ile stopy procentowe przed podwyżką. Ta sytuacja powinna dusić wzrost cen. Powinna również umacniać chilijskie peso, skoro jest tak wysoko oprocentowane. To jednak się nie dzieje. W tym miejscu trzeba przypomnieć, że Chile eksportuje wiele surowców przemysłowych. W rezultacie informacje o nadchodzącym spowolnieniu gospodarczym mocno szkodzą lokalnej walucie. W tle mamy jeszcze zbrojne tłumienie protestów ludności rdzennej, co nigdy nie pomaga poprawić wizerunku.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – sprzedaż detaliczna,
14:30 – USA – indeks NY Empire State,
15:15 – USA – produkcja przemysłowa.
Euro wciąż droższe niż dolarPomimo rosnącej inflacji w USA i towarzyszącym spekulacjom o dalszych podwyżkach stóp procentowych dolar wciąż nie przeskoczył pod kątem wartości euro. W tle ropa naftowa spadła poniżej 100 dolarów.
Inflacja w USA przyspiesza
Analitycy spodziewali się przyspieszenia wzrostu cen. Wynik okazał się jednak wyższy od tych oczekiwań. Na uwagę zasługuje niższy od oczekiwań, ale jednak spadek inflacji bazowej. Jest to sugestia, że sytuacja nie jest zupełnie poza kontrolą. Rynki czekały na te dane w nadziei, że dadzą one impuls do przebicia poziomu 1,0000 wymiany euro za dolara. Kurs jednak dotknął tylko tego pułapu i się odbił. Zawarto oczywiście transakcje poniżej tego pułapu, ale dzisiaj znów jesteśmy ułamki centa powyżej tej granicy. Rynki wciąż czekają na wyraźną wskazówkę co dalej. Potencjalnym sygnałem mogą być przynajmniej dzisiejsze dane z rynku pracy.
Ropa poniżej 100 dolarów za baryłkę
Nic tak nie przeszkadza notowaniom ropy naftowej jak nadchodzące informacje z rynku o możliwym kryzysie lub chociaż spowolnieniu gospodarczym. Ich wynikiem jest bowiem korekta spodziewanego zapotrzebowania na surowiec. W momencie, kiedy obniżane jest zapotrzebowanie, a produkcja (przynajmniej na moment kalkulacji) pozostaje stała, prawa ekonomii okazują się bezlitosne. Zgodnie bowiem z prawem popytu i podaży nowa cena równowagi powinna być niższa. Tak właśnie dzieje się w tej chwili. Cena tuż poniżej 100 dolarów to nadal nie jest oczywiście mało. Jest to jednak znacznie mniej niż średnia z ostatniego kwartału. Musimy bowiem pamiętać, że w cenach jest nadal odcięcie Rosji od rynku. Nie można też zapomnieć, że silny dolar zwyczajowo również jest negatywnym bodźcem dla dolarowej ceny ropy.
Kanada walczy z inflacją
Inflacja w Kanadzie, podobnie zresztą jak w wielu innych państwach, idzie gwałtownie w górę. Ostatni odczyt wyniósł 7,7%, poziom ostatni raz widziany w latach 80. Nie może zatem dziwić, że członkowie tamtejszego banku centralnego nie chcą mieć w CV dopuszczenia na długo do takiej sytuacji. W rezultacie podwyżka stóp procentowych o 1% z 1,5% na 2,5% nie była aż tak dużym zaskoczeniem. Rynki oczekiwały 0,75%, widząc potencjał na dużą zmianę. Po tych danych dolar kanadyjski umacniał się przez chwilę. Waluta Kanady jednak w ostatnim czasie podobnie jak większość walut na świecie znajduje się wyraźnie w odwrocie względem dolara amerykańskiego.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych.
Czy dolar będzie droższy niż euro?Analitycy pasjonują się obecnie sytuacją na parze EURUSD, gdzie dolar próbuje wybić się na wyższe poziomy niż euro. Biorąc pod uwagę sezon wakacyjny, wielu z nas wolałoby, żeby ta pasjonująca walka nie odbywała się przy poziomach powyżej 4,84 zł za euro jak obecnie.
Rynek czeka na inflację z USA
Dzisiejszy dzień upłynie najprawdopodobniej pod dyktando oczekiwania na odczyt inflacji w USA. Oczekiwania nie są wygórowane, zatem ciężko nastawiać się na jakiś konkretny scenariusz. Wielu inwestorów czeka jednak, aż któryś z dużych graczy da wyraźny sygnał do kupna lub sprzedaży. Dlatego tak ważna będzie godzina 14:30 naszego czasu, bo to wtedy prawdopodobnie pojawi się jakiś większy ruch. Nie można go oczywiście wykluczyć wcześniej, ale skoro nie spowodowały go opublikowane wczoraj dane z Niemiec, to jest to mniej prawdopodobne. W tle tych wydarzeń chodzi oczywiście o oczekiwania wzrostu stóp procentowych. Jeżeli wzrost inflacji w USA uzasadni oczekiwania wzrostu stóp, najprawdopodobniej dojdzie do umocnienia dolara względem euro.
Optymizm w Niemczech dalej spada
Jeżeli można w ogóle mówić o optymizmie wśród przedsiębiorców w Niemczech, to z pewnością spada. Wskaźnik indeksu ZEW mierzącego nastroje wśród analityków i inwestorów jest już teraz niżej niż na początku pandemii. Owszem jest jeszcze odrobinę wyżej niż w trakcie kryzysu w 2008 i nawrotu w 2012, ale to żadne pocieszenie. Pokazuje to jasno, że Niemcy mocniej od pandemii boją się recesji. Nie możemy zresztą tej pandemii zupełnie z kalkulacji wykluczyć, skoro obecna fala zachorowań na koronawirusa w tym kraju ma ponad 120 tysięcy zachorowań dziennie. To więcej zachorowań na milion mieszkańców niż w najgorszym momencie pandemii znalazły polskie statystyki. Pomimo słabszych danych nie doszło wczoraj do przebicia parytetu wymiany 1:1 euro za dolara. Niemniej byliśmy bardzo blisko tego pułapu.
Handel międzynarodowy w Chinach
To, że Chiny eksportują więcej, niż importują, to nikogo nie powinno zaskakiwać. Zadziwiać może jednak różnica w obydwóch tych parametrach. W opublikowanych w nocy danych import w ciągu roku wzrósł bowiem o zaledwie 1% i to przy niewygórowanych oczekiwaniach 3,9%. Eksport z kolei rósł o 17,9% przy oczekiwanych 12%. Nie możemy zatem być zaskoczeni, że bilans zamknął się dużo większym plusem, niż pierwotnie zakładano.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – inflacja konsumencka,
16:00 – Kanada – decyzja w sprawie stóp procentowych.
Sky is the limitZłoty nie radzi sobie wobec dolara i to zdanie powoli zakrawa na banalny truizm. I choć medialnie głośno się o tym zrobiło na przestrzeni ostatniego miesiąca, to spojrzenie na sprawę z większej perspektywy pokazuje, że problem jest znacznie poważniejszy. Na początku lipca zeszłego roku za zielonego płaciliśmy 3,666 zł i od tego momentu rozpoczął się wręcz tragiczny rajd na tej parze walutowej. Co prawda, pod koniec roku udało się wygenerować większą korektę, ale to było absolutnie wszystko, na co stać naszego złotego. Totalna bezwarunkowa kapitulacja. Złoty stał się pariasem na rynku walutowym, tracąc w 12 miesięcy blisko 30% swojej wartości. Wynik godny tureckiej liry, czy białoruskiego rubla. W tym czasie nie tylko pożegnaliśmy się z mianem lidera naszego koszyka, ale w błyskawicznym tempie osunęliśmy się na koniec stawki, nawet biorąc pod uwagę tylko nasz region. Niestety deprecjacja naszej waluty tylko przybiera na sile i tak jak jeszcze na początku czerwca dolar kosztował 4,24 zł, tak już na przełomie wakacyjnych miesięcy testował opór przy 4,50 zł. Gdy ten w końcu został pokonany, błyskawiczne kurs został wywindowany do 4,78 zł. W niecały miesiąc przeszliśmy drogę 50 groszy… Oczywiście dolar obecnie jest najdroższy wobec złotego w historii i nasza waluta raczej nie ma argumentów, by tę sytuację zmienić.
Parytet poproszęGłówna para walutowa globu niebezpiecznie zbliża się w okolice legendarnego już parytetu. Mówimy o nim już od dobrych kilku miesięcy, ale jeszcze nie byliśmy tego celu tak blisko. Po tym, jak w czerwcu udało się zbudować linię wsparcia przy 1,038 $, mogło się wydawać, że euro przejdzie do ofensywy. Ta jednak była wyjątkowo niemrawa i wszystko, na co było ją stać, to podejście dwa centy w górę. A stara góralska prawda mówi, że jak nie w jedną, to w drugą stronę, więc ostatecznie to dolarowi udało się we wtorek wyłamać kluczowe wsparcie i od tego momentu notujemy już praktycznie swobodny spadek kursu. Przez chwilę zeszliśmy nawet poniżej 1,01 $, co jest najniższym poziomem od 20 lat. Tak naprawdę od wyczekiwanego celu dzieli nas już tylko jedna porządna sesja i nie można wykluczyć, że nastąpi ona już na początku przyszłego tygodnia. Możliwe jednak, że z uwagi na szacunek wobec legendy, strona europejska wcześniej przeprowadzi jeszcze jedną próbę ratunku, która może nas zaprowadzić w okolice wcześniejszego wsparcia, spełniającego teraz funkcję oporu. A że euro ostatnio nie radzi sobie nawet z najmniejszymi przeszkodami, to nawet przy realizacji tego scenariusza widmo parytetu pozostanie nad rynkami.
Oby drogo już byłoJesteśmy obecnie w momencie, gdy wciąż aktualne zostają zupełnie sprzeczne rekomendacje największych banków inwestycyjnych. Z jednej strony mamy te, które zakładają horrendalne wyceny czarnego złota powyżej 300 dolarów za baryłkę. Z drugiej potencjalna recesja skłania innych do predykcji nawet na poziomie 45 $ na koniec przyszłego roku. I wydaje się, że faktycznie gdzieś pomiędzy tymi pułapami będzie się utrzymywał kurs ropy. A tak na zupełnie poważnie, po wyłamaniu pierwszej fali spadkowej w ostatnim tygodniu czerwca, sytuacja faktycznie zrobiła się poważna. Wyjście z powrotem powyżej 120 $ (dla odmiany WTI) stało się realne, a to miałoby bardzo poważne konsekwencje nie tylko dla tankujących, ale dla całej gospodarki. Na szczęście przedział nabudowany wokół 115 $, wygenerował sygnał podażowy, który chwilę później został potwierdzony kolejną linią trendu. Ostatecznie udało się zejść na chwilę nawet poniżej 95 $ i co by nie mówić, jest to już rozsądna wycena. Reszta rynku uznała podobnie, dlatego został rozegrany impuls popytowy, który znowu zaprowadził nas na trzycyfrowe rejony. Obecnie będziemy testować poziom 102 $, choć niewykluczone, że gdzieś w tej okolicy rynek pokusi się o wakacyjną konsolidację. Byłby to raczej pozytywny sygnał dla banków centralnych, które w spokojniejszych warunkach mogłyby testować wprowadzane przez siebie rozwiązania.
Niski wyrok na kredytobiorcachRada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe o zaledwie 0,5%. W rezultacie oglądamy kolejne słabe dni złotego i ataki na poziom 4,80 zł. W tle nadal trwają spekulacje na temat nadchodzącej recesji.
Stopy procentowe o 0,5% w górę
Wczorajsza podwyżka stóp procentowych znalazła się w dolnym zakresie oczekiwań analityków. Biorąc pod uwagę 1,7% wzrostu inflacji w ciągu miesiąca, podnoszenie stóp o 0,5% brzmi bardziej jak pudrowanie niż realne przeciwdziałanie. Obecnie Rada jest w bardzo nieciekawej sytuacji. Z jednej strony wie dobrze, co należy robić, z drugiej niezależność obecnego, czy poprzedniego jej składu jest częstym tematem żartów analityków. To właśnie naciski polityczne powodują, że wzrosty zaczęły się później, a teraz nie są aż tak silne. W efekcie Polska wygra z inflacją najprawdopodobniej w słabym stylu. Rozpędzająca się inflacja wraz z rosnącymi stopami procentowymi w końcu wywołają recesję. Nie jest to wesoła wizja, ale spadek tempa wzrostu powinien również ograniczyć wzrost cen.
Dolar wciąż silny
Wczorajsze dane z amerykańskiego rynku pracy znów lekko wypadły wyżej niż oczekiwania. Mowa o wnioskach o zasiłek dla bezrobotnych. 235 tysięcy w tygodniu to nie jest żaden dramat, jest to taki po prostu regularny poziom, przynajmniej biorąc pod uwagę stabilizację rynku pracy sprzed pandemii. Miał być wczoraj publikowany również raport ADP, ten jednak został niedługo przed publikacją odwołany. Powodem jest zmiana metodologii, która powoduje, że również w sierpniu nie zobaczymy tych danych o nowych miejscach pracy. Ostatnimi czasy raporty ADP rozmijały się mocno z realnymi danymi, stąd dokalibrowanie go wydaje się bardzo rozsądnym posunięciem. Pomimo realnie słabszych danych z rynku pracy dolar kontynuował umacnianie się, po raz kolejny będąc najdroższym od dwóch dekad.
Karuzela na ropie
W tym tygodniu baryłka londyńskiej ropy zarówno ocierała się o 115 dolarów, jak i spadała poniżej 100. Obecnie stabilizuje się w okolicach 105. Nazwanie tego jednak stabilizacją, patrząc na zmienność, jest olbrzymim ryzykiem. Na rynku mamy dwie silne przeciwstawne siły. Z jednej strony ograniczenie podaży ropy wynikające z odcięcia Rosjan od rynków. Z drugiej strony zapowiedzi potężnej światowej recesji. W rezultacie na rynku będzie wszystkiego mniej. Zarówno surowca, jak i zapotrzebowania na niego. Efekt odcięcia Rosji był już w cenach, teraz coraz silniej uwzględniana jest potencjalna recesja. Z drugiej strony, jeżeli koniunktura się poprawi, możemy spodziewać się ponownego wzrostu cen ropy.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych warto zwrócić uwagę na:
14:30 – USA – stopa bezrobocia.
Czekając na podwyżkę stóp procentowychDzisiejszy dzień upłynie wielu naszym rodakom na czekaniu na wyrok. Stopy procentowe najprawdopodobniej znów skoczą w górę. Pytanie najważniejsze brzmi jak co miesiąc – ile?
Cios w kredytobiorców
Już dzisiaj decyzja EBC w sprawie podwyżek stóp procentowych. Teoretycznie jest to zmiana, ale i tym, że mówimy o wzroście właściwie nikt nie ma wątpliwości. Wątpliwości mają jednak analitycy, jak silny będzie to ruch. Na rynku pojawia się wiele koncepcji zarówno względem obecnej decyzji, jak i tego, co bank centralny powinien robić dalej. Większość tych analiz niestety zakłada racjonalność decydentów i współpracujący rząd. O ile negowanie tego pierwszego założenia byłoby bezczelnością, o tyle fakt, że rząd zalewając rynek pieniędzmi mocno utrudnia walkę z inflacją. Czego zatem można się spodziewać dzisiaj? Wzrostu stóp procentowych o 0,5%-1%. To powinno podnieść raty kredytów złotowych o 40-80 złotych na każde 100 000 zł kredytu. W przypadku niskich podwyżek w rodzaju 0,5% lub ostrożnych wypowiedzi po decyzji można spodziewać się, że euro ponownie zaatakuje poziom 4,80 zł, od którego odbiło się wczoraj.
Rumunia wraca do walki z inflacją
Narodowy Bank Rumunii ostatnimi miesiącami był mistrzem pracy na pół etatu. Niby podnosili stopy procentowe, ale jakoś im to nie szło zbyt spiesznie. Zaczęli w październiku 2021, czyli relatywnie wcześnie. Zaczynali od poziomu 1,25%, czyli ponad 1% powyżej Polski. Jak się jednak okazuje, jeżeli bank centralny zbiera się nie jak w Polsce co miesiąc, ale w amerykańskim modelu dwa razy na kwartał to posiedzeń jest mniej. W takim scenariuszu można oczywiście podnosić stopy procentowe szybciej niż kraje, które podnoszą co miesiąc. Rumunii jednak powiązali swoją walutę z euro i zbyt silne ruchy wybiłyby ją z tego parytetu. W strefie euro podnoszenie stóp procentowych idzie jeszcze mniej spiesznie. W rezultacie Rumunia mimo niebycia w unii walutowej zaserwowała sobie jej problemy.
Węgrzy rozpaczliwie ratują forinta
Waluta Węgier od początku rosyjskiej agresji zbrojnej na Ukrainie jest w wyraźnym odwrocie. Co ciekawe, traci mocniej niż waluty zarówno agresora i ofiary. Kluczem jest absolutny brak zaufania do tamtejszego rządu, który bardzo słabo ukrywał swoją prorosyjskość. Do tego doszły bardzo dziwne decyzje gospodarcze, w tym między innymi zamrożenie stóp procentowych dla kredytów hipotecznych, które jest ogromnym problemem dla banków. Obecnie bank Węgier gwałtownie podnosi stopę depozytową, by ściągnąć pieniądze z rynku. Tygodniowa stawka poszła w górę aż o 2%. Nadal jesteśmy jednak blisko historycznych minimów forinta względem większości walut.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych głównym wydarzeniem jest decyzja RPP. Nie jest jednak komunikowana godzina publikacji.
Euro powyżej 4,75 złWczoraj był dzień ucieczki kapitału z Europy. Przecena złotego względem euro była dość łagodna, o raptem 5 groszy. Frank zdrożał blisko 10 groszy, a dolar 12. Wszystkiemu winna spodziewana recesja.
Dolar na górkach
Dolar osiągnął wczoraj najwyższe poziomy od lat. W zależności od tego, czy odniesieniem jest euro, czy złoty, są to rekordy od odpowiednio 20 i 22 lat. Te wartości przemawiają do wyobraźni. Co jest powodem tej zmiany? Inwestorzy boją się spowolnienia gospodarczego. Biorąc pod uwagę cudowną umiejętność strefy euro do przechodzenia z kryzysu w kryzys, nie normalizując gospodarki pomiędzy nimi, nie może dziwić, że kapitał wybiera dolara. Przepływ kapitału za ocean powoduje jednak, że zasysany jest on też z okolicznych rynków. W ten właśnie sposób potencjalne problemy gospodarcze Zachodu przekładają się na dramat złotego. Tylko wczoraj dolar podskoczył z poziomu 4,52 zł na 4,64 zł. To zdecydowanie nie jest standardowa sytuacja.
Frank droższy od euro
Czasem jest tak na rynkach, że pewne waluty, które zawsze były tańsze, teraz są droższe. Ile razy kredytobiorcy, mówiąc o racie kredytu, wspominali, że na szczęście jest ona we franku, a nie euro, bo wtedy byłoby naprawdę źle. Teraz od kilku dni mamy sytuację, gdzie frank bywa droższy od wspólnej europejskiej waluty. Wynika to z jednej strony ze zdecydowanej reakcji Szwajcarskiego Narodowego Banku. Z drugiej strony spodziewane spowolnienie gospodarcze na Zachodzie dokłada swoje do pieca. Ciekawe, jak w tej sytuacji zachowa się Europejski Bank Centralny. Nikt nie chce podnosić stóp procentowych na samym początku kryzysu. Z drugiej strony ile zmian koniunktury ta instytucja może przeczekać, nie dostosowując polityki monetarnej do tego, co się dzieje?
W tle Australia podnosi stopy
Bank Australii podniósł główną stopę procentową zgodnie z oczekiwaniami z 0,85% na 1,35%. Powodem jest rosnąca inflacja, która do czerwca nie osiągnęła nawet 4%. W czerwcu jednak przekroczyła 5% i nie zapowiada się na spadki. Sporym wyzwaniem dla Australii jest jednak przecena na rynku metali przemysłowych, których wydobycie i eksport są istotnym elementem tamtejszej gospodarki. Spadki są wynikiem spodziewanego spowolnienia gospodarczego na rynkach. Metale przemysłowe, podobnie jak ropa naftowa, są mocno wrażliwe na takie oczekiwania.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych warto poczekać na 20:00 na protokół z posiedzenia FOMC, czyli amerykańskiego odpowiednika naszej RPP.
Dolar najdroższy od 20 lat - czy dziś padnie rekord?Chyba czeka nas nieuniknione i jeszcze dziś lub w ciągu kilku najbliższych dni zobaczymy nowy szczyt na parze USD/PLN...
Od II połowy 2008 roku dolar jest cały czas w trendzie wzrostowym i podąża stabilnym kanałem wzrostowym (zielone linie), a od II połowy 2021 r przyspieszonym kanałem wzrostowym (żółte linie).
Widoczne przyspieszenie w kanale długoterminowym świadczy o większej obecnie słabości PLN.
Wybicie górą z tego kanału przyspieszonego może spowodować jeszcze gwałtowniejszy ruch w górę.
Ostatni impuls spowodował nawet coś na kształt widocznej na wykresie hiperboli.
W mojej poprzedniej analizie zakładałem dojście tym impulsem do ceny 4,85 PLN i jest to nie coraz bardziej prawdopodobne, a tylko coraz bliższe spełnieniu w czasie.
Ciężkie czasy dla kredytobiorcówZłe informacje nadchodzą zarówno dla kredytobiorców złotowych i frankowych. Prezydent odwrócił uwagę od ostatnich ułaskawień spekulacjami na temat ograniczenia wakacji kredytowych. Rekordowa inflacja zarówno w Szwajcarii, jak i Turcji.
Co z wakacjami kredytowymi?
Projekt wakacji kredytowych został bardzo dobrze przyjęty przez kredytobiorców. W końcu kto nie chciałby, by państwo zapłaciło za niego efektywnie 8 rat kredytu w ciągu 1,5 roku? Problemem jest jednak to, że Państwo właśnie rozdaje nie swoje pieniądze. Sektor bankowy zwrócił właśnie uwagę, że w obecnej wersji koszt wyniesie w ciągu dwóch lat około 25 mld zł. Zakładają oni, że skorzysta z pomocy około 80% uprawnionych. Z drugiej strony nie wiadomo, kto miałby z tego nie skorzystać, skoro to pieniądze za darmo. Jak nietrudno się domyślić banki nie chcą się rozstać z tak dużą kwotą. W rezultacie zaczynają się pojawiać postulaty kryterium dochodowego, by pomóc przynajmniej najbardziej potrzebującym. Brak danych jak mocno obniży to koszty dla banków. Zaczyna się jednak niepokój u kredytobiorców, którzy mogą się nie załapać na pomoc z tego powodu. Teoretycznie projekt nie ma wpływu na notowania walut. Nie można jednak wyjąć 25 mld zł z systemu bankowego bez wpływu szerzej na rynek.
Rekordy inflacji w Szwajcarii
Czarne chmury zbierają się też nad kredytobiorcami frankowymi. W Szwajcarii inflacja osiągnęła najwyższe poziomy od pierwszej połowy lat 90. Ta część informacji brzmi sensacyjnie, z pewnością lepiej niż wartość wynosząca 3,4% w skali roku. Jest jednak podstawowy problem spowodowany dalszymi potencjalnymi działaniami Szwajcarskiego Narodowego Banku. Jest bardzo duża szansa na kontynuację cyklu podwyżek stóp procentowych. To z kolei oprócz podnoszenia odsetek w kredytach frankowych powinno powodować umacnianie się franka.
Turcja nad krawędzią?
Wczorajszy odczyt inflacji wyniósł 78,6%. Był niemal dokładnie równy oczekiwaniom, które było o 0,3% niższe, ale przy tych poziomach to są jednak bardzo dokładne wskazania. Inflacja w Turcji ma kilka powodów. Głównym z nich jest jednak niepodejmowanie działań przez władze monetarne i realizacja szalonej wizji prezydenta Erdogana, który wierzy, że to wysokie stopy procentowe powodują inflację. Prezydentura w Turcji to nie egzamin z makroekonomii — nikt go nie wyrzuci za te „mądrości”. Nie zmienia to faktu, że problemy tego kraju nie dotyczą tylko tego parametru. Inflacja producencka rośnie szybciej, co tylko pogarsza sytuację. Waluta, nie mając perspektyw na podwyżki stóp, wyznacza kolejne minima.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.
Kapitał szuka pewnościCoraz słabsze dane z indeksów koniunktury po obu stronach Atlantyku. Kapitał szuka, gdzie się schować przy spadkach wycen i znalazł rynek obligacji. Przynajmniej koszty finansowania długu trochę spadną.
Słabsza koniunktura w strefie euro
Piątkowe dane z indeksów PMI to nie tylko problem Polski. Wynik 52,1 pkt to nawet o 0,1 pkt powyżej oczekiwań. Dane ze strefy euro okazały się jednak najsłabsze od sierpnia 2020 roku. Pokazuje to, że o ile pandemia budziła lęk w przedsiębiorcach, to potencjalna recesja gospodarcza wcale nie jest słabszym bodźcem. Wraca na rynek narracja, że na Zachodzie może pojawić się recesja. Rosnące stopy procentowe mogą jeszcze mocniej osłabić aktywność ekonomiczną przedsiębiorców. Do tego dochodzi problem inflacji producenckiej. Pomimo gwałtownego wzrostu cen sprzedawanych produktów koszty rosną w większości państw jeszcze szybciej, co nie zachęca do zwiększania produkcji. W rezultacie byliśmy w piątek świadkami kolejnego umocnienia się dolara względem euro.
Dane z USA również dołują
W piątkowy wieczór poznaliśmy również odczyty zza oceanu. Zarówno indeks PMI, jak i ISM wskazują na fakt, że nadchodzą trudniejsze czasy. Z drugiej strony dla przedsiębiorców trudno o lepsze czasy niż stopy procentowe blisko zera i państwa zalewające gospodarkę pieniędzmi. To el dorado na kredyt musiało się w końcu skończyć, a kończy się z hukiem. Tak jak poranne dane powodowały odwrót od euro do dolara, tak wieczorne odwróciły tę tendencję. Dolar jest w dalszym ciągu bardzo mocny względem europejskiej waluty, ale ruch ku parytetowi wymiany 1:1 się zatrzymał.
Rentowność obligacji gwałtownie spada
Na rynki wraca normalność. Wraz z oczekiwaniami nadchodzącego spowolnienia w gospodarce oraz wciąż wysokiej inflacji wielu inwestorów patrzy przychylniej na obligacje. Inwestycja w te papiery jest bowiem pewna. Giełdy od początku roku straciły przeważnie około 20-25% i nadal wygląda na to, że może to nie być koniec. Obligacje dają za to pewny procent. Z tego też powodu płynie do nich dużo kapitału. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że od szczytu sprzed kilku tygodni inwestorzy są skłonni kupować polskie papiery dłużne już nie z 8% stopą zwrotu, a 6,5% nadal jest atrakcyjne. Jest to bowiem zysk i to taki, który w przypadku dotrzymania obligacji do końca jest z wyjątkiem bankructwa państwa gwarantowany. Można by powiedzieć, że państwa w naszym regionie nie bankrutują, ale trzy lata temu mówiliśmy, że nie ma tu wojen ani pandemii, więc może z tym argumentem warto się wstrzymać.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak ważnych odczytów.